Od Peabody do Werdera - konkurencja dla Mausera

Broń długa taka jak karabiny i strzelby.
ODPOWIEDZ
Wycior
VIP
Posty: 2071
Rejestracja: pt 14.kwie.2017 - 14:45
Lokalizacja: Okolice Katowic
Moja broń: CP i ostry jęzor

Od Peabody do Werdera - konkurencja dla Mausera

Post autor: Wycior »

Początki broń nabojowej wzbudzają zainteresowanie i emocje, co ilustruje chociażby sprawa Rolling Blocka. Mimo że taka broń wymaga zezwolenia warto zrobić wycieczkę do epoki wielkich innowacji, gdy całe rzesze wynalazców przedstawiały setki konstrukcji - od genialnych po dziwaczne.
.
Nabojowe rewolwery Smith & Wesson są dobrze znane. O iglicówkach Dreyse i Chassepot na papierowe naboje wie chyba każdy. Natomiast gdy mowa o karabinie piechoty na nabój w metalowej łusce wielu od razu wskazuje Mausera M1871. W roku 1871 Mauser nie był jednak jedynym matadorem. Z powodu amunicji o mniejszej mocy Henry, Spencer czy Winchester grali w innej lidze. Przerobione odprzodówki (Trapdoor, Snider, Tabatiere, Wänzl, Milbank-Amsler) jako rozwiązania tymczasowe nie miały przyszłości. Byli jednak konkurenci od podstaw zaprojektowani pod nabój zespolony i pod wieloma względami doskonalsi technicznie. Dopiero zapotrzebowanie na broń powtarzalną z nabojem dużej mocy ostatecznie wypromowało zamek suwliwo-obrotowy (bolt action), jak w Mauserze.

Bostończyk Henry Peabody opatentował swój zamek już 22.7.1862 r. Mocna, solidna, idiotoodporna konstrukcja przydatna dla wojska. Patent zakupiła firma Providence Tool Company z Rhode Island. Jej starania by sprzedać karabin armii nie przyniosły sukcesu. Przeprowadzone w roku 1865 wojskowe badania wypadły rewelacyjnie. Peabody pobił 64 konkurentów a w końcowych testach jego zamek okazał się najwytrzymalszy. Jednakże mimo pozytywnej rekomendacji, ze względów finansowych armia wolała przerabiać odprzodowce i nie zdecydowała się na zakup karabinu Peabody. Nieco później Connecticut, Massachusetts i Południowa Karolina nabyły pewne ilości dla milicji stanowych.

Eksportowano m.in. do Kanady, Hiszpanii, Meksyku, Szwajcarii, Rumunii a także do Francji podczas wojny 1870/71. Łączny rozmiar produkcji w latach 1866-71 ocenia się na 112000 sztuk - sporo ale bez euforii. Jednakże Henry Peabody miał na rozwój broni strzeleckiej większy wpływ niżby wynikało z ksiąg handlowych Providence Tool Company. Zainspirował on bowiem dwóch wybitnych inżynierów: Friedricha von Martini ze Szwajcarii i Johanna Werdera w Bawarii. Pierwszemu Brytyjczycy zawdzięczają karabin Martini-Henry, o którym napisano opasłe tomiska. Drugi popisał się lepszą (IMHO) konstrukcją, ale jest prawie nieznany. Warto mu poświęcić trochę uwagi, ale to później.

Istotą rozwiązania Peabody jest rygiel zamka (org. Tilting Block, rygiel uchylny albo wahliwy; wolę tę drugą nazwę). W gruncie rzeczy karabin Peabody ma dwa "zamki". Zadaniem pierwszego jest tylko zbijanie spłonki. Funkcjonuje jak typowy, tylnosprężynowy zamek kurkowy. Interesujący jest drugi zamek, ryglujący lufę. W oryginale wyglądało to tak:

Obrazek

Elementy zamka są zgrupowane w skrzynce zamkowej (A), z wkręcono od przodu lufą (B). Na mocnej osi (a) obraca się masywny rygiel (D), sterowany dźwignią (E), obracającą się na osi (b) i stanowiącą zarazem kabłąk spustowy. W dolnym położeniu dźwigni rygiel opada i otwiera komorę nabojową. Na górnej powierzchni rygla jest podłużne wgłębienie, pozwalające łatwo i praktycznie na oślep wsunąć do komory nabój bocznego zapłonu (z kryzą). Po wprowadzeniu naboju i popchnięciu dźwigni (E) w górę rygiel podnosi się się i przylegając czołem do dnia łuski zamyka komorę. Przy okazji ząb wyciągu-wyrzutnika (F), kryjący się w wycięciu komory, zahacza od spodu kryzę łuski. Uszczelnienie komory przy strzale załatwia mosiężna łuska. Dociskany sprężyną zatrzask (G), we współdziałaniu z rolką (c), ustala skrajne położenia rygla. Po zaryglowaniu komory i napięciu kurka strzelec ściąga spust, w wyniku czego kurek (K) uderza w suwliwy bijnik-"iglicę" (X), poruszający się w wycięciu prawego boku rygla. Bijnik uderza w kryzę naboju, powodując strzał:

Obrazek

W celu przeładowania strzelec energicznie ciągnie za dźwignię (E) w dół. Rygiel (D) opada trochę poniżej swej standardowej, dolnej pozycji, uderzając w występ wyrzutnika. Pazur wyrzutnika cofa się, wyciągając łuskę z komory lufy i wyrzuca ją z obszaru zamka. Potem rygiel wraca do ustalonego, dolnego położenia a pazur wyrzutnika wraca do wycięcia w komorze, pozwalając na wsunięcie następnego naboju. Jak widać, cykl strzału wymaga pięciu operacji: napięcie kurka, otwarcie zamka, załadowanie naboju, zamknięcie zamka, ściągnięcie spustu. Tyle o Peabodym.

W wojnie roku 1870/71 bawarska piechota miała na wyposażeniu zarówno najgorszy jak i najlepszy karabin tego konfliktu. Pierwszy: odtylcowy kapiszonowiec Podewils-Lindner, został opisany gdzie indziej. Drugi był dziełem Johanna Ludwika Werdera, faceta pod wielu względami przypominającego Edwarda Maynarda. Dlaczego?

Zarówno Maynard jak Werder opracowali doskonałą broń, nie będąc ani wojskowymi ani rusznikarzami. Mieli natomiast otwarte umysły, nieskażone wojskowym konserwatyzmem i uprawiali twórczość w różnych dziedzinach. Werder był na dodatek samoukiem. Zaczął karierę jako zwykły ślusarz ale dzięki wybitnym zdolnościom już w wieku 37 lat został dyrektorem fabryki wagonów Cramer-Klett w Norymberdze. Później konstruował m.in. imponujące mosty, hale wystawowe i sprzęt do badania wytrzymałości materiałów. Dzięki temu Werder uzyskał duże doświadczenie w precyzyjnej obróbce metalu. Jak się okaże, rozumiał też znaczenie ergonomii - w tamtej epoce rzadki przypadek.

W roku 1867 u Werdera nadszedł czas na broń palną. Wojna prusko-austriackia wywołała gorączkę odtylcówek, która nie ominęła i pokonanych Bawarczyków. Masowa przeróbka karabinów Podewilsa na odtylcówki systemu Lindnera była rozwiązaniem tymczasowym, z czego zdawano sobie sprawę. Po konwersji balistyka pogorszyła się a szybkostrzelność była mniejsza niż u Dreyse. W wojnie 1870/71 roku uzbrojona w Podewils/Lindnery piechota bawarska ucierpiała od ognia francuskich Chassepotów. Bawarczycy dysponowali wprawdzie bronią znacznie doskonalszą, ale z początku mieli jej ledwie parę tysięcy sztuk.

Od początku roku 1867 w Bawarii poszukiwano odpowiedniej odtylcówki, rozważając konstrukcje Winchestera, Remingtona, Peabody, Wilsona, Vetterli, Werndla, Wänzla, Snidera, Carle i wiele innych. Ofertę Lindnera, uznanego za czarną owcę, odrzucono od razu. Jesienią do wyścigu dołączył Johann Werder, 30.09.1867 zgłaszając wniosek patentowy na swój karabin. Badający go pułkownik Podewils dostrzegł potencjał konstrukcji i od razu stał się jej orędownikiem. Podewils cieszył się ogromnym autorytetem i jego poparcie wiele znaczyło. Skrupulatne testy i badania dowiodły wyższości Werdera nad konkurentami - w rundzie finałowej nad Werndlem. Wreszcie w dniu 19.04.1869 król Ludwik II ostateczną wersję broni zatwierdził i karabin Werdera wszedł na uzbrojenie bawarskiego wojska:

Obrazek
Długość karabinu 1.31 m, długość z bagnetem jataganowym 1.78 m, ciężar 4.27 kg, z bagnetem 5 kg. Kaliber 11 mm, 4 bruzdy, głębokość bruzd 0.26 mm, skręt gwintu: 915 mm (1:36"). Rysunek z oryginalnego bawarskiego podręcznika:

Obrazek

Oprócz karabinu piechoty, dla kawalerii wojsko zażyczyło sobie karabinka (4000 sztuk, według niektórych źródeł 8000) i pistoletu (4000 sztuk):
Obrazek
Karabinek i pistolet otrzymały dodatkowy bezpiecznik. Zgrabny karabinek mierzył 816 mm, miał nastawy celownika do 500 kroków i ważył zaledwie 2.6 kg. Za to pistolet był istnym klocem: 382 mm i 1.6 kg:
Obrazek
Sprawa jednostrzałowego pistoletu jest bulwersująca. Dlaczego w roku 1869 nie wybrano rewolweru? Zapewne ten wydawał się przeraźliwie skomplikowany. Rekruci bawarskiej kawalerii mogli nie stanowić intelektualnej śmietanki. Kirasjerzy i ułani mieli otrzymać po jednym pistolecie, szwoleżerowie po karabinku, oficerowie, trębacze, ordynansi, pionierzy itp. też po jednej sztuce pistoletu.

W roku 1874 wyprodukowano jeszcze prawie 3400 karabinków dla żandarmerii, policji i celników. Długość 960 mm:
Obrazek

W chwili wybuchu wojny z Francją karabinów Werdera wystarczyło dla zaledwie 4 batalionów jegrów (2, 5, 9,10). Jednak produkcja w tempie ok. 1000 sztuk tygodniowo trwała i Podewils-Lindnery sukcesywnie zastępowano Werderami. W chwili zakończenia wojny Werdery miało już 14 batalionów. Uzbrojony w Werdera Bawarczyk we Francji 1870/71 r.:

Obrazek

Werdery cieszyły się świetną opinią, doceniano zwłaszcza ich szybkostrzelność. Była ona wynikiem m.in. ergonomicznej konstrukcji i zastosowania wyrzutnika łusek - elementu którego nie posiadał Mauser M1871.

Nowoczesność koncepcji Werdera ilustruje amunicja. Poniżej schemat naboju karabinowego centralnego zapłonu (Patrone M.1869) pokazuje wyraźny wpływ Berdana, który swoją drogą też ubiegał się o bawarski kontrakt. Warto zwrócić uwagę na pocisk: podobnie jak u Minie ma wnękę denną, aczkolwiek tutaj jest ona dużo mniejsza:
Obrazek
Obrazek
Pocisk ważył 22 g, naważka: 4.3 g, łuska długości 50 mm, cały nabój mierzył 64.6 mm i ważył 36 g. Z takim nabojem V0 wynosiło 412 m/s.
Nabój pistoletowy (Patrone M.1869 kurz), stosowany także w karabinku kawalerii, miał podobny pocisk, krótsza była jedynie łuska:
Obrazek
Ciężar pocisku: 22g, naważka: 2,5 g, długość łuski 35 mm, długość naboju: 49.5 mm.

Wyszkolony żołnierz potrafił oddać z karabinu Werdera jeden strzał co 3 sekundy - dla karabinu jednostrzałowego wynik niesamowity (o precyzyjnym celowaniu się nie wspomina ...). Stąd przydomek: Blitzgewehr (karabin błyskawiczny). Cechę te karabin zawdzięczał szczególnie ergonomicznej koncepcji. Do przeładowania karabinu wystarczały 2 płynne i naturalne ruchy ręki. Werder zaczerpnął od Peabody wahliwy rygiel ale już pobieżny rzut oka wykazuje znaczne różnice między konstrukcjami. W kabłąku spustowym Werdera mamy 2 dźwigienki:

Obrazek

Z tyłu język spustowy zintegrowany z zaczepem spustowym (S), z przodu język blokady zamka (B). Rygiel (R) obraca sie na masywnej osi (OR). U góry z prawej strony zamka jest wielofunkcyjna dźwignia, którą dla uproszczenia będę nazywał "kurkiem" (K) a która stanowi przedłużenie orzecha (O), ułożyskowanego na osi (OO). Orzech ma własną sprężynę (SK), która pcha kurek do przodu; można by ją nazwać sprężyną główną. Z orzechem jest sprzężona rolka (P), tocząca się po wyprofilowanej dolnej powierzchni rygla i podnosząca rygiel przy odwodzeniu kurka. Z kolei sprężyna rygla (SR) dociska rygiel w dół. Przez rygiel przebiega otwór dla iglicy, której końcówka ma dostęp do komory przez otwór w czole rygla (X).

Wyciąg-wyrzutnik (W) posiada dwa pazury wchodzące w wycięcia po obu stronach komory nabojowej. Płaska sprężyna SS dociska w przednie położenie zarówno wyrzutnik jak i język spustowy. Zaczep spustowy, zintegrowany z językiem spustowym, współpracuje z orzechem jak w zwykłym zamku kapiszonowym. Bardzo ważną funkcję pełnią występy rygla i języka blokady, oznaczone na granatowo. Przy zamkniętym zamku zazębiają się, unieruchamiając rygiel w górnym położeniu do czasu wystrzału. Poniżej inny schemat mechanizmu, pokazujący położenie elementów w stanie gotowym do strzału:

Tutaj mamy karabin poskładany, w stanie załadowanym, napiętym i gotowym do strzału:

Obrazek

Najważniejsze części składowe trzeba było wyliczyć i ponazywać, ale jak się z tej broni strzela? Poniższy schemat z oryginalnego podręcznika pokazuje mechanizm zamka w trzech fazach:

Obrazek

Wyjdźmy od zamka otwartego (Fig. 1, rygiel w dolnym położeniu, kurek w pozycji przedniej). Żołnierz wsuwa nabój do komory, dopychając go kciukiem. Potem, cofając dłoń, odciąga kurek do tyłu. W ten sposób równocześnie napina iglicę, podnosi rygiel zamykając zamek i naciąga sprężynę rygla. Występ rygla zazębia się z występem blokady, unieruchamiając rygiel. Z kolei cofnięty w tylne położenie orzech uniemożliwia dalszy ruch blokady, zapobiegając przypadkowemu otwarciu zamka. Broń jest gotowa do strzału (Fig. 2). Po ściągnięciu spustu zwolniony kurek uderza w iglicę a ta, pchnięta do przodu, zbija spłonkę. Pada strzał. Po strzale kurek pozostaje w przednim położeniu, równocześnie uwalniając języczek blokady, który znowu może się poruszać (Fig. 3).W celu przeładowania żołnierz popycha do przodu dźwigienkę blokady, zwalniając rygiel. Ten, pod działaniem poprzednio napiętej sprężyny, energicznie opada, w skrajnym położeniu uderzając w występ wyciągu-wyrzutnika. Rygiel jest masywny, więc wyrzutnik pod wpływem silnego impulsu wyrywa łuskę z komory i wyrzuca ją na zewnątrz. W międzyczasie rygiel nieco się unosi, pozwalając wyrzutnikowi na powrót do pozycji spoczynkowej w wycięciach komory. Broń jest gotowa do przyjęcia następnego naboju (Fig. 1).

Jeszcze jeden schemat zamka w stanie spoczynkowym, w innym ujęciu. W oryginalnej dokumentacji sprężynę rygla nazywano sprężyną wyrzutnika (Auswerffeder, awf):

Obrazek

Iglica jest masywna. Na trzpieniu iglicy znajduje sprężyna spiralna (SP), powodująca po uderzeniu w spłonkę automatyczne wycofanie iglicy, tak aby nie przeszkadzała w otwarciu zamka:

Obrazek

Iglica ma podłużny otwór (O), przez który przechodzi trzpień ograniczający jej ruch. Werder przewidział sytuację w której iglica przebije spłonkę i zakleszczy się w niej. Iglica ma u dołu występ (W). Jeżeli iglica nie cofnie się, to w końcowej fazie napinania kurka rolka orzecha, zahaczając o występ, brutalnie wyrwie iglicę z przebitej spłonki.

Werder ulepszył wyrzutnik, formując go w postaci widełek obejmujących łuskę z dwóch stron. Strzałka pokazuje miejsce w które uderza rygiel przy otwieraniu zamka, powodując wyrwanie łuski z komory:

Obrazek

Obok rygla orzech jest najważniejszą częścią zamka. Ponieważ jego kształt jest dość skomplikowany, najlepiej przyjrzeć mu się osobno:

Obrazek

O podnoszącej rygiel rolce (rl) już wspominałem. Wycięcia pozycji napiętej (r1) i "bezpiecznej" (r2) w znany sposób współpracują z zaczepem spustu. Przy napinaniu kurka zadaniem występu (W) jest dopchnięcie blokady zamka do przodu i unieruchomienie jej tak, aby do chwili zwolnienia spustu zablokować rygiel zamka w górnym położeniu. Punkt oznaczony (S) to miejsce, w którym kurek uderza w koniec iglicy.

Na czym polega szczególna ergonomia karabinu Werdera? Po załadowaniu naboju ręka żołnierza znajduje się tuż przed kurkiem. Jednym pociągnięciem kurka strzelec załatwia kompletne przygotowanie strzału. Tego typu ruch "ciągnący" jest naturalny i pozwala przyłożyć znaczną siły nie mecząc mięśni. Otwarcie broni po strzale wymaga tylko lekkiego nacisku palca na języczek blokady. Cała reszta odbywa się automatycznie dzięki energii zakumulowanej w sprężynie rygla. Żołnierz może w międzyczasie sięgać po nabój. W stosunku do przeładowania dolną dźwignią obsługa kurkiem jest dużą zaletą w pozycji leżącej, gdy żołnierz przylegając brzuchem do ziemi próbuje wtopić się w grunt.

Po odciągnięciu kurka dłoń znajduje się w takiej pozycji że żołnierz może od razu uchwycić szyjkę kolby a palec wskazujący sam wskakuje w kabłąk spustowy. Oprócz pozycji pełnego napięcia kurek ma także pozycję pośrednią, "bezpieczną". Rygiel zamknął już komorę z nabojem ale wciąż nie da się zwolnić częściowo napiętej iglicy. Do "odbezpieczenia" broni wystarczy dalsze, niewielkie cofnięcie kurka, wykonalne bez cofania dłoni z kabłąka spustowego.

Automatyczne otwarcie zamka nie tylko przyśpiesza ładowanie ale i usprawnia ekstrakcję łuski. Za każdym razem wyrzutnik zostaje "walnięty" ze stałą, znaczną energią. Nadaje mu to też odpowiednią prędkość, gwarantującą wyrzucenie łuski poza zamek. W oryginalnym Peabody i w Martini-Henry ekstrakcja odbywa się podczas manipulacji dźwignią. Jeżeli ruch dźwigni był ślamazarny, łuska może nie wyjść cała z komory albo zostać we wgłębieniu rygla.

Manipulacja kurkiem bardzo przypomina napinanie broni kapiszonowej, do czego żołnierze wcześniej przywykli. Ułatwiało to przeszkolenie wojska na nową broń. To było genialnie wykombinowane przez - przypomnę - cywila Werdera. Konstrukcja zamka jest inżynierskim cackiem. To rzadki przypadek gdy ten sam zamek nadawał się zarówno do pełnowymiarowego karabinu piechoty jak i do pistoletu. Wahliwy rygiel to niewątpliwa zasługa Peabody ale reszta jest typowo niemiecka - solidna, precyzyjna i dopracowana w szczegółach, nawet kosztem większej złożoności.

Zamek nie zawiera ani jednej śruby. Pojedyncza śrubka blokuje jedynie zamek w skrzynce zamkowej, przy okazji mocując też kabłąk spustu. Do skrzynki zamkowej z przodu wkręcana jest lufa, samą skrzynkę mocuje do osady śruba ogona:
Obrazek

Wszystkie elementy poruszają się między dwoma gładkimi ściankami zamka, w których dla zmniejszenia ciężaru porobiono otwory. Po wykręceniu jednej śruby zamek wychodzi w całości razem z mechanizmem spustowym. Można go wymienić w pół minuty. Taka konstrukcja bardzo ułatwiała też czyszczenie karabinu który przecież strzelał czarnym prochem.

Pewną wadą konstrukcji Werdera była potrzeba bardzo starannej obróbki. Bawarski arsenał w Amberg początkowo nie potrafił jej zapewnić. Pomagali kooperanci, w tym kierowana przez Johanna Werdera firma Cramer-Klett.

Tak wygląda w naturze zamek wyjęty z osady:
Obrazek

To wnętrze zamka. Aby uzyskać do niego dostęp wystarczyło podnieść lewą ściankę. Wszystkie elementy pozostawały na miejscu i można było wizualnie skontrolować ich interakcję. Konstrukcja wygląda na skomplikowaną ale umożliwia bardzo efektywną i ergonomiczną obsługę:

Obrazek

Trochę przypomina to budowę zamka do drzwi. Cóż, za młodu Johann Werder był ślusarzem ...

To jest prawa ścianka zamka, w którą na stałe wmontowane są osie i łączniki. Skoro miało się to trzymać bez śrub, to łatwo zrozumieć potrzebę dokładnej obróbki:
Obrazek

W stosunku do karabinu piechoty zamek karabinka i pistoletu różnił się tylko dodatkowym bezpiecznikiem. Tutaj bezpiecznik jest w górnym położeniu, uniemożliwiającym pełne napięcie zamka np. przez przypadkowe zahaczenie kurkiem podczas nieprzewidzianych harców konia:

Obrazek

Przy strzelaniu z konia przydawała się inna cecha zamka. W położeniu spoczynkowym rygiel minimalnie wchodził od dołu w światło komory, tam gdzie było wyfrezowanie dla kryzy łuski. Nie przeszkadzało to we wsuwaniu naboju, ponieważ dopychany kciukiem nabój odchylał rygiel minimalnie w dół. Po wejściu do komory nacisk znikał i rygiel wracał do położenia spoczynkowego, przytrzymując kryzę u dołu. W ten sposób można było ładować nabój w dowolnej pozycji bez obawy że wypadnie z komory.

Karabin miał prosty w obsłudze i efektywny celownik typu schodkowo-suwakowego, trochę jak w Enfieldzie P1853:Obrazek
Na 300, 400 i 500 kroków ustawiano suwak na schodkach przy leżącym ramieniu, dla nastaw 600-1200 kroków ramię stawiano i przesuwano suwak w pionie.

Dla tych którzy sądzą że pewnego dnia Johann Werder wstał z łóżka natchniony geniuszem, siadł do rysownicy i nakreślił gotowy projekt, pokażę pierwszą wersję jego konstrukcji:
Obrazek
W drodze do wersji finalnej musiało być sporo pracy, prawdopodobnie bardzo mozolnej.

Do roku 1873 wyprodukowano łącznie - zależnie od źródła i sposobu liczenia - 106 do 127 tysięcy sztuk Werderów, czyli z grubsza tyle samo ile oryginalnego karabinu Peabody. Werdera powszechnie uważano za najlepszą broń piechoty wojny 1870/71. W ciągu kilku lat zastąpił go jednak Mauser M1871, wybrany na standardowe uzbrojenie Cesarstwa Niemieckiego. Mimo wad okazał się bardziej perspektywiczny. Miał mocniejszy zamek i nadawał się do przeróbki na broń powtarzalną. Tym niemniej Werder, po częściowej adaptacji do naboju Mausera 11x60R, do roku 1877 pozostał na bawarskim uzbrojeniu. Oto jeden z takich przerobionych karabinów. Do nowej amunicji celownik oczywiście musiał zostać zmieniony:
Obrazek
Na nabój Mausera przerobiono większość Werderów, dlatego niełatwo dziś wytropić egzemplarze w oryginalnej konfiguracji. Na pierwszy rzut oka można je rozpoznać po celowniku:
Obrazek
Jak mogły potoczyć się losy tego ciekawego i świetnie skonstruowanego karabinu gdyby nie bracia Mauser? Być może służyłby jeszcze wiele lat, jak stało się to z Martini-Henry. Werder pozostanie jednak na zawsze przykładem wspaniałej myśli technicznej.
ODPOWIEDZ