Pisałem wyraźnie o wytrawnych strzelcach, więc pytanie jest do nich. Dochodzili do swoich metod długimi latami i mnóstwem eksperymentów. Jeżeli zechcą, podzielą się swoją wiedzą, jeżeli nie - ich dobre prawo i nic nam do tego. Mnie zasłyszanych informacji powtarzać nie wypada. Mogę jednak opisać własne doświadczenia i przemyślenia. Mam nadzieję że sprowokuje to głębszą dyskusję.
ŚPT zależy nie tylko od celownika, naważki, rodzaju pocisku, chwytu broni itd. ale także - i to w znacznym stopniu - od wewnętrznego stanu lufy. Od właściwości lufy i pokrywającego ją nagaru zależą opory stawiane opuszczającemu lufę pociskowi a także (komora!) moment w którym pocisk ruszy z miejsca. To z kolei może mieć pewien pośredni wpływ na wcięcie pocisku w gwint lufy. Wszystko to określa cykl strzału, balistykę wewnętrzną. Nie ma celności bez powtarzalności a więc dopóki przewód lufy nie będzie przy kolejnych strzałach miał podobnych właściwości nie można liczyć na optymalne skupienie.
Sterylnie umyta lufa zachowuje się inaczej od lufy pokrytej nagarem. Sprawa "strzału rozgrzewającego". który leci inaczej od następnych, jest ogólnie znana. Jednak w praktyce do ustalenia się w lufie w miarę stabilnej sytuacji trzeba dużo więcej niż jednego strzału. Oprócz tego stabilizacja lufy nie jest tylko funkcją liczby strzałów ale i rytmu strzelania. Chodzi nie tylko o temperaturę lufy - zwłaszcza komory, ale i o wysychanie pokrywającej przewód lufy mazi, składającej się (w różnych proporcjach), głównie z nagaru i resztek smaru.
Wielu z nas obserwuje następujące zjawisko. Strzelam świetną serię - 6-10, nawet 15 pocisków, pięknie skupionych. Przestrzeliny już się nakładają, idę więc do tarczownicy, zaklejam otwory lub nakładam nową tarczę. Wracam na stanowisko, ufnie oczekuję kolejnej serii dych, a tu trąbka. Następne pociski upodobały sobie na tarczy inne miejsce. Przewrotna psychologia strzelca, który nie chce zepsuć wyniku? Niekoniecznie.
Wyprawa do tarczy na 50 m w optymalnych warunkach (jestem sam na osi) zajmuje mi minimum 2.5 min, i to jeżeli nie marudzę, nie robię zdjęć tylko naklejam w całości nowy środek. W praktyce będą to raczej 3 min. Na 100 metrów - nie mniej niż 4, 4.5 minuty. W tym czasie lufa nie tylko stygnie ale i wysycha. Przy regularnym strzelaniu już po ~15-30 sekundach po strzale przez przewód lufy przechodzi kula na wilgotnym flejtuchu albo pocisk ze smarem w rowkach. Nagar nie ma czasu stwardnieć. Wycieczka do tarczy dała mu więcej czasu. Stan przewodu się zmienił i jest już inny niż między rytmicznie powtarzanymi strzałami.
Kłania się kwestia smaru. Dobry smar zmiękcza nagar, zapewnia szybszą i długotrwałą stabilizację lufy. Problem nagaru zaostrza się wraz ze wzrostem naważek a tym samym temperatury w lufie. W broni wysokociśnieniowej, strzelającej pociskami wydłużonymi (Volunteer, Gibbs, Tryon Creedmoor, itp.) praktykuje się przemywanie lufy między strzałami. Sztuka polega na przemywaniu jak najbardziej powtarzalnym. Nie zawsze jednak przemywanie jest praktyczne albo dopuszczalne, np. w konkurencjach wojskowej broni CP. Na zawodach dozwolony jest pojedynczy "biały" strzał, który jednak może nie wystarczyć. Czy nie dałoby się postrzelać wcześniej, ustabilizować lufę a potem ją jakoś "zamrozić" i z taką bronią przystąpić do zawodów? W jaki sposób ją "zamrozić?" Może np. przesmarować zaraz po strzale? Jeżeli tak to czym? Piękne pole do własnych eksperymentów.
Ponad 2 lata temu, bawiąc się moim Enfieldem DP P1858, zrobiłem w tym obszarze parę doświadczeń. Zdjęcia tarcz wcięło ale notatki zostały. Postanowiłem eksperyment odtworzyć w wersji skondensowanej, do czego potrzebowałem chłodniejszego dnia. Dziś rano moje modły zostały wysłuchane i 7.30 byłem na osi 50 m. Strzelałem z podpórki - można przyjąć że błąd strzelca był niewielki a jeżeli już to raczej w poziomie (słońce nisko i prostopadle do osi). Użyłem naważek i pocisków skalibrowanych według starych notatek. Według nich przygotowałem też raczej marny smar bez lanoliny, tzn. o kiepskich właściwościach zmiękczających nagar, ale o to tu właśnie chodzi. P1858 był przystrzelany do nowszej amunicji ale tu chodzi o porównanie. Wystrzeliłem 19 pocisków, w rytmicznym tempie, ok. 80 sekund na pocisk (faktycznie wystrzeliłem jeden więcej, ale o tym później).
Strzał "rozgrzewający" w żółtym okręgu. Potem pociski zaczęły grupować się lekko poniżej środka. Tam weszło 8 pocisków. Następnie, bez wyraźnego powodu, pociski zaczęły schodzić niżej (owal granatowy). Na koniec ŚPT przesunął się wprawo w dół (owal czerwony) i tam już pozostał. W ten obszar wrzeszło łącznie 8 pocisków. Co ciekawsze - od ok.10 strzału unormował się też opór ładowania, pociski zaczęły wchodzić jakoś lżej i płynniej.
Wniosek wydaje się prosty. Przy zastosowanym smarze lufa potrzebowała sporo czasu na stabilizację. W tym czasie skupienie było gorsze a ŚPT miał tendencję do migracji. Po osiągnięciu stanu ustalonego rozrzut wyraźnie zmalał a ŚPT znalazł sobie stałą pozycję.
Poza konkurencją wystrzeliłem dodatkowy pocisk, skalibrowany dużo luźniej. Chciałem pokazać co się stanie gdy pocisk nie złapie gwintu albo się z niego zerwie. Wyszło lepiej niż oczekiwałem. Pocisk walnął idealnie bokiem, ślicznie wycinając w tarczy swój profil - łącznie z rowkami. Warto zauważyć o ile pocisk się odchylił. W praktyce odskok mógł okazać się jeszcze większy.