Pare pytan - mam nadzieje ze ktos tutaj jeszcze zaglada :)
Pare pytan - mam nadzieje ze ktos tutaj jeszcze zaglada :)
Patrzac po datach ostatnich postow, forumowicze nie grzesza nadmierna gadatliwoscia, ale mam nadzieje ze ktos mimo sezonu ogorkowego tutaj zaglada
Jako ze to moj pierwszy post, witam wszystkich, jestem ze wsi w okolicy najwiekszej polskiej wsi, czyli Piaseczna pod Warszawa. Doswiadczenie mam niewielkie, troche strzelalem z dlugich wiatrowek, z czegos powazniejszego to Glock 17, CZ 85, Astra. Wiatrowki mila zabawa, ale korci mnie do czegos mocniejszego, a przed bronia ostra 9 mm odstraszaja mnie koszty i formalnosci. Wybor padl na CP jako posredni etap, mam nadzieje ze mnie nie rozstrzelacie za te profanatorskie stwierdzenie
Troche juz czytalem co nieco w temacie, mysle o Colcie Navy, jako dajacy wiecej frajdy przy mniejszej ilosci roboty (tzn mysle o braku koniecznosci nabijania po kazdym strzale - mycie troche mnie przeraza...).
Procedure zakupu czytalem, horror dla technicznego antytalencia jak ja, ale znalazlem na allegro taka propozycje:
http://allegro.pl/item411000915_colt_na ... nska_.html
Faktycznie sa takie wersje i czy faktycznie sa lepiej wykonane, czy tez to raczej fantazja sprzedajacego majaca na celu ulatwienie sprzedazy?
To bylo pierwsze pytanie, drugie:
Znam miejsce gdzie jest opuszczona strzelnica wojskowa, dookola waly, odpowiednia odleglosc, teren rzadko uczeszczany. Czy zgodnie z prawem mozna w takim miejscu strzelac? Czy tez to musi byc strzelnica czynna, jakies uprawnienia, atesty itp?
I pytanie trzecie: czy jakas grupka z okolic Warszawy moze sie zebrala i wspolnie strzela? Bo widzialem ze dosc aktywny jest sklad z poludnia Polski...
Jako ze to moj pierwszy post, witam wszystkich, jestem ze wsi w okolicy najwiekszej polskiej wsi, czyli Piaseczna pod Warszawa. Doswiadczenie mam niewielkie, troche strzelalem z dlugich wiatrowek, z czegos powazniejszego to Glock 17, CZ 85, Astra. Wiatrowki mila zabawa, ale korci mnie do czegos mocniejszego, a przed bronia ostra 9 mm odstraszaja mnie koszty i formalnosci. Wybor padl na CP jako posredni etap, mam nadzieje ze mnie nie rozstrzelacie za te profanatorskie stwierdzenie
Troche juz czytalem co nieco w temacie, mysle o Colcie Navy, jako dajacy wiecej frajdy przy mniejszej ilosci roboty (tzn mysle o braku koniecznosci nabijania po kazdym strzale - mycie troche mnie przeraza...).
Procedure zakupu czytalem, horror dla technicznego antytalencia jak ja, ale znalazlem na allegro taka propozycje:
http://allegro.pl/item411000915_colt_na ... nska_.html
Faktycznie sa takie wersje i czy faktycznie sa lepiej wykonane, czy tez to raczej fantazja sprzedajacego majaca na celu ulatwienie sprzedazy?
To bylo pierwsze pytanie, drugie:
Znam miejsce gdzie jest opuszczona strzelnica wojskowa, dookola waly, odpowiednia odleglosc, teren rzadko uczeszczany. Czy zgodnie z prawem mozna w takim miejscu strzelac? Czy tez to musi byc strzelnica czynna, jakies uprawnienia, atesty itp?
I pytanie trzecie: czy jakas grupka z okolic Warszawy moze sie zebrala i wspolnie strzela? Bo widzialem ze dosc aktywny jest sklad z poludnia Polski...
Witaj Azzie!
miałem takiego Colta ,36 Pietty i byłem z niego zadowolony.Teraz mam ,44 też Pietty i też jestem zadowolony
Co do wyrobów na rynek amerykanski to mówi się,że są lepiej,bardziej solidnie wykonane.
Co do strzelnicy to musi byc strzelnica z atestem.
Co do wymienionego egzemplarza,to jeśli jest nowy uważam ,że cena jest nie najgorsza.
miałem takiego Colta ,36 Pietty i byłem z niego zadowolony.Teraz mam ,44 też Pietty i też jestem zadowolony
Co do wyrobów na rynek amerykanski to mówi się,że są lepiej,bardziej solidnie wykonane.
Co do strzelnicy to musi byc strzelnica z atestem.
Co do wymienionego egzemplarza,to jeśli jest nowy uważam ,że cena jest nie najgorsza.
Dzieki, juz sie umawiam ze sprzedawca Dobrze ze zonie dzis pierscionek kupilem, to teraz mam pare dni ulgowych i nie dostane po glowie jak sobie cos takiego sprawie
Ostatnio zmieniony wt 05.sie.2008 - 08:44 przez Azzie, łącznie zmieniany 1 raz.
- Samuel Hawken
- Bywalec
- Posty: 195
- Rejestracja: śr 11.paź.2006 - 20:38
- Lokalizacja: Bractwo Kurkowe Strzelców Czarnoprochowych Straży Zamkowej w Czersku
- Moja broń:
Skład z południa Polski raczej aktywny był, niż jest. Dawne to już czasy, gdy prym w naszych czarnoprochowych spotkaniach wodził Rybnik, Żory czy Cieszyn. Jeśli cierpisz na brak strzelającego towarzystwa, to proponuje rozejrzeć się wokoło; i na tym i na tamtym forum naprawdę jest wiele do poczytania na ten temat. Chociaż pewien problem być może, gdyż nas mycie broni raczej nie przeraża.Azzie pisze:widzialem ze dosc aktywny jest sklad z poludnia Polski
Co pewien czas nowozarejestrowany forumowicz podobnie jak Ty zadaje pytania o możliwość strzelania w lesie, do nasypów kolejowych czy w innych odosobnionych miejscach poza legalną strzelnicą. Padają również pytania o możliwość użycia rewolweru czarnoprochowego do obrony własnej, o sposób noszenia go naładowanego przy sobie, o produkcję czarnego prochu. Zdarza się, że ktoś ze starszych stażem forumowiczów próbuje jeszcze wyjaśniać niestosowność tych pytań, większość jednak z nas traktuje pytającego jak prowokatora bez matury lub konfinenta policji i zbywa je lekceważącym milczeniem. Tak więc wydaje mi się, że w dobrze pojętym własnym interesie z niektórych pytań powinieneś się raczej wycofać. Odnośnie problemu z zakupem broni nie bardzo wiem, co Ci odpowiedzieć. Jeśli zrozumienie poradnika zakupu rewolweru, napisanego przez cpt. Nemo w naprawdę przystępny sposób sprawia Ci kłopot, to nie wiem, co poradzić? Może zdaj się na łut szczęścia i rzuć monetą, albo poproś, aby sprzedawca dał Ci słowo honoru, że rewolwer jest sprawny? Naprawdę, chciałbym Ci pomóc, ale nie wiem jak.
I na koniec sprawa Twojego miejsca zamieszkania, domyślam się, pisząc „o największej wsi w Polsce”, masz na myśli moje miasto, Warszawę. To prawda, że nas rodowitych warszawiaków jest obecnie niecałe 20%, pozostali jej mieszkańcy, to element napływowy, tak zwana „warszawka”. Łatwo ich poznać po aroganckim sposobie zachowaniu, po bezwzględności w dążeniu do wyznaczonego celu, po małomiasteczkowych kompleksach, po agresywnym sposobie prowadzenia samochodu, po pretensjonalnym sposobie ubierania. I najważniejsze, jeśli w rozmowie brakuje im słów i rozpaczliwie szukają pomocy w słowie „kurwa”, to na 100% jest to prowincjusz. Na początek wynajmują mieszkania w stolicy, później na kredyt kupują już własne, przeważnie na peryferiach miasta. W piątki wieczorem tłumnie migrują do swoich domów rodzinnych, by w niedziele w kolejnych korkach powrócić. Warszawa, jak każda duża aglomeracja miejska, podlega tym samym prawom, co inne. I trzeba się z tym pogodzić, chociaż coraz więcej rdzennych warszawiaków na miejsce zamieszkania wybiera prawdziwą wieś, pozostawiając miasto nowoprzybyłym.
Poza tym witam na forum.
Azzie, przy rewolwerze jest dużo więcej roboty przy nabijaniu niż przy pistolecie. W tym samym czasie, gdy nabijasz rewolwer i oddasz 6 strzałów z pisoletu możesz wystrzelić dużo więcej. Frajda jest taka, że po załadowaniu rewolweru możesz w miarę szybko oddać po sobie 6 strzałów (o ile spadające kapiszony w tym nie przeszkodzą )....mysle o Colcie Navy, jako dajacy wiecej frajdy przy mniejszej ilosci roboty (tzn mysle o braku koniecznosci nabijania po kazdym strzale...
Witek.
-
- Posty: 37
- Rejestracja: śr 27.lut.2008 - 14:02
- Moja broń:
To zależy. Pistolet kapiszonowy ładuje się prosto i bezstresowo. Proch z fiolki, łatka, na to kula, popchnąć stemplem, kapiszon na kominek. Trudno się pomylić. I tyle. Przy rewolwerze jest kombinowanie, przeliczanie sobie w myśli obrotów bębna, machanie pobojczykiem. Mało miejsca dla palców pomiędzy bębnem a konsolą. A potem najlepiej zasmarować komory. Znowu obracanie bębnem, sprawdzanie, paćkanie się w smarze. A potem kapiszony na kominki - na sześć lub pięć kominków, też średnio dostępnych dla palców w porównaniu z pistoletami (kłania się zwłaszcza pocket). A jak który spadnie? A jak wpadnie przypadkiem pod kurek? Ja raczej nie lubię potrząsać bronią. Obracać jej do góry pobojczykiem czy gimnastykować się z nią na inne sposoby.
Rewolwer jest fajny, bo wielostrzałowy, a przy tym to przecież "cud techniki", ale pistolet jednak wydaje mi się i prostszy i szybszy w obsłudze. Więc chyba nawet trudno sobie porównywać czas ładowania rewolweru i pistoletu. Bo z jednej strony mamy sześć dosyć skomplikowanych manualnie operacji na jednym przedmiocie a z drugiej sześć prostszych na sześciu przedmiotach.
Rewolwer jest fajny, bo wielostrzałowy, a przy tym to przecież "cud techniki", ale pistolet jednak wydaje mi się i prostszy i szybszy w obsłudze. Więc chyba nawet trudno sobie porównywać czas ładowania rewolweru i pistoletu. Bo z jednej strony mamy sześć dosyć skomplikowanych manualnie operacji na jednym przedmiocie a z drugiej sześć prostszych na sześciu przedmiotach.
Taaa, a do tego jeszcze może się przydażyć koklusz, gradobicie.... Nie przesadzaj.salvatorfabris pisze:..A jak który spadnie? A jak wpadnie przypadkiem pod kurek?...
Tu masz rację, wydaje Ci się.salvatorfabris pisze:...ale pistolet jednak wydaje mi się i prostszy i szybszy w obsłudze....
A gdzież Ty w tym wszystkim widzisz operacje "skomplikowane manualnie". Czym to różni się ładowanie rewolweru od ładowania pistoletu? Jedyna różnica to chyba to że przy pistolecie musimy najpierw sięgnąć na stół po starter, następnie go odłożyć i z tego samego stołu wziąść pobojczyk, po czym go z powrotem na stół odłożyć. W rewolwerze tego nie robimy. Strzelam zarówno z pistoletu jak i rewolweru. I nie widzę jakichś drastycznych różnic na podstawie których można stwierdzić że jedno lepsze od drugiego.salvatorfabris pisze:...Bo z jednej strony mamy sześć dosyć skomplikowanych manualnie operacji na jednym przedmiocie....
Opinie o skomplikowanych czynnościach, towarzyszących ładowaniu rewolwerów (słyszałem kilkakrotnie podczas bytności w sklepie z bronią ) biorą się chyba i stąd, że niektórzy 'rewolwerowcy' robią to nieprawidłowo. Sypią najpierw proch do komór, potem przybitka lub kaszka, na końcu kule. Jest to sposób urągający logice i w pewnej mierze niebezpieczny. Za jednym razem komora bębna powinna być załadowana całkowicie, ładunek sprasowany jednym ruchem pobojczyka - później przesunięcie bębna i tak, aż do załadowania wszystkich. Zasmarowanie komór - nie koniecznie trzeba brudzić paluchy, można użyć tuby, z której smar jest wyciskany. A zakładanie kapiszonów to już inna bajka. Ja swoimi paluchami nigdy bym dobrze i bez nerwów tego nie wykonał. Od początku używam kapiszonownika listwowego i operacja ta zajmuje mi dosłownie kilka sekund. Tyle tylko, że ładuje do niego kapiszony swoim sposobem, bo ten 'instrukcyjny' to udręka, mogąca zniechęcić nie tylko do CP.
Qrde dowiedziałem się po niemal czterech latach że ładuję mojego walkera nielogicznie i jeszcze na dodatek niebezpiecznie Jednak dalej tak będę go ładował.Wolę nie za dużo zaglądać w naładowane już komory a wciśnięcie kul nie musi się z tym wiązać.Zresztą ci co mnie znają to widzieli że nawet do zakładania kul mam takie sprytne cążki
To się dopiero naraziłem. Spróbuję więc rozwinąć temat i uzasadnić, dlaczego pewnych, zaobserwowanych sposobów ładowania rewolwerów nie pochwalam i nie zalecam. Kompletne, za jednym razem załadowanie komory chroni proch przed przypadkową iskrą, wilgocią a niekiedy wysypaniem. Ogranicza ilość czynności. Mając jedną, czy kolejno zwiększoną ilość komór załadowanych osobnik był uzbrojony. W epoce było to bardzo ważne, oblężony przez chcących jego skalpu nie mógł liczyć na to, że jego apel o powstrzymanie ataku do czasu zakończenia czynności ładowania rewolweru odniesie skutek. Mając załadowaną chociaż jedną komorę miał już wybór - poddać się przed śmiercią czekającym go męczarniom, czy ich uniknąć.
Zapytanie Mkl1 - ten fragment dotyczy ładowania kapiszonownika listwowego Hege. Gdy przed trzema laty kupowałem taki za niemałą kwotę 80 zł, sprzedawca poinstruował mnie o sposobie jego ładowania. Miało ono polegać na tym, że po maksymalnym odciągnięciu popychacza należało włożyć w otwór w spodzie listwy kapiszon, zwolnić popychacz i w ten sposób postępować dalej, aż do zapełnienia. Dobrzy ludzie na strzelnicy wyręczali mnie w tych czynnościach, nieraz klnąc na 'koziołkujące' kapiszony. I wtedy przyszło mi do głowy ułatwienie, z którego korzystam do dzisiaj. Wkładam kapiszon w miejsce wylotu (pomiędzy ramię i sprężynę) popycham go do tyłu ramieniem klucza do kominków. Nic nie koziołkuje, czysty relaks.
PS. Moje uwagi dotyczące ładowania nie odnoszą się do użytkowników, którzy bęben do tej czynności zdejmują oraz tych, którzy korzystają z różnego rodzaaju pras i kleszczy.
Zapytanie Mkl1 - ten fragment dotyczy ładowania kapiszonownika listwowego Hege. Gdy przed trzema laty kupowałem taki za niemałą kwotę 80 zł, sprzedawca poinstruował mnie o sposobie jego ładowania. Miało ono polegać na tym, że po maksymalnym odciągnięciu popychacza należało włożyć w otwór w spodzie listwy kapiszon, zwolnić popychacz i w ten sposób postępować dalej, aż do zapełnienia. Dobrzy ludzie na strzelnicy wyręczali mnie w tych czynnościach, nieraz klnąc na 'koziołkujące' kapiszony. I wtedy przyszło mi do głowy ułatwienie, z którego korzystam do dzisiaj. Wkładam kapiszon w miejsce wylotu (pomiędzy ramię i sprężynę) popycham go do tyłu ramieniem klucza do kominków. Nic nie koziołkuje, czysty relaks.
PS. Moje uwagi dotyczące ładowania nie odnoszą się do użytkowników, którzy bęben do tej czynności zdejmują oraz tych, którzy korzystają z różnego rodzaaju pras i kleszczy.
Coś trochę mętne to tłumaczenie o uzbrojeniu osobnika w jedną chociaż komorę Gdyby tak miało być to trzeba by zakładać od razu kapiszon A wtedy to zabawa z ładowaniem zaczyna przypominać rosyjską ruletkę Inaczej to zostaje właśnie dziurka w kominku do tej przypadkowej iskry lub zamoknięcia.Chyba kwadratura koła się robi Ja jednak zostanę przy swoim sposobie ładowania.Lepiej żeby mi się proch spalił(lub zamókł)w komorze niż wypaliła w twarz załadowana kompletnie komora