Pierwsza skałka.

podstawowe informacje
ODPOWIEDZ
PosiadaczProcy
Bywalec
Posty: 166
Rejestracja: pt 10.maja.2019 - 14:10
Moja broń: brak

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: PosiadaczProcy »

Nie przeczę, nie przeczę - poprawiać/czynić coś lepszym-doskonałym leży w ludzkiej naturze, historia gatunku wprost pęka od przykładów... :) Niektórzy nawet po Stwórcy co nieco poprawiają/przycinają/obcinają/myślą że tym sposobem Człowieka w człowieku udoskonalają... :( :( :(
Czarnowidz
Stary bywalec
Posty: 815
Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
Lokalizacja: 3Miasto
Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Czarnowidz »

Już odpowiadam: :)

Odnośnie braku sprężyny języka spustowego - ten typ tak ma.
Po prostu Pedersoli w tym modelu nie przewidział istnienia takiego elementu. Uznał że jest on niepotrzebny i nie montuje ogo ani nie przystosował elementów do jego montażu. Z stąd brak otworów na wkręty ją mocujące itp. To nie czyjaś pomyłka tylko celowe działanie producenta który tak zaprojektował ten pistolet. Zdziwiło mnie to bo tańsza Ardesa montuje w swoich replikach sprężyny spustu a o tym że Pedersoli na nich oszczędza nie wiedziałem i nie spodziewałem się tego po tym niby "lepszym" producencie. Decydując się na ten pistolet trzeba pogodzić się z koniecznością dorobienia samemu tej sprężyny lub pogodzić się z latającym i klekoczącym spustem.

Odnośnie wykonania elementów drewnianych i mosiężnych:
Żaden serwis nie poprawi wyszczerbień w drewnie ani krzywo powierconych otworów w mosiężnym okuciu. Tu trzeba by wymienić elementy na nowe. Z pewnością gwarant nie będzie się w to bawił tym bardziej że jestem pewien że nie posiada na stanie takich elementów i musiał by je sprowadzać od producenta. Pozostaje więc wymiana na inny egzemplarz lub zwrot pieniędzy. Innych egzemplarze sklep w tej chwili nie posiada. Ze względu na sytuację epidemiologiczną nie jest wstanie powiedzieć kiedy dostaną jakąkolwiek dostawę z Włoch... ostrożnie stwierdzili że może za pół roku... Kolejna sprawa to co będzie w tej dostawie... Pozostaje więc tylko zwrot pieniędzy a to mnie nie interesuje bo będzie to oznaczać że zostanę na bardzo dłuuuugo bez pistoletu którego teraz nigdzie nie kupię. Pozostaje więc postrzelać i po upływie gwarancji poprawić co się da samemu. :-?

Pytanie do użytkowników sakałek Pedersoliego:
Pozwólcie że korzystając z okazji zapytam: Czytałem że Ardesa robi w swoich replikach kiepskie krzesiwa, wykonane z miękkiej stali którą później nawęglają. Jak zużyje się warstwa nawęglona to pojawiają się problemy z krzesaniem. A jak to jest z Pedersolim? Te ich krzesiwa są coś warte czy już mam gadać z kowalem o nowym? Za odpowiedź z góry dziękuję. :D
Irek M
Stary bywalec
Posty: 1073
Rejestracja: pt 07.wrz.2018 - 02:17
Moja broń: za dużo sztuk

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Irek M »

Ale jeszcze nie wystrzeliłeś ani razu, a już pytasz o nowe krzesiwo. W moich Ardesa, Dikar, Jukar, PR krzesiwo krzesze bardzo dobrze. Sprzęt z lat 70 więc nie jedno krzesanie przeszedł. Za to w Harpers....Pedersolego krzesze skąpo. Ale to wina wg mnie kąta kurka i słabej sprężyny. Nawet po nawęglaniu lustro to dalej słabowicie krzesze.
Czarnowidz
Stary bywalec
Posty: 815
Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
Lokalizacja: 3Miasto
Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Czarnowidz »

Dziękuję Drogi Irku. Jak to mówią: "Kto pyta nie błądzi". Strzelać nie strzelałem bo nie ma na razie gdzie ale trochę pokrzesałem no i zbieram informacje. ;)

A tak z innej beczki to znalazłem sposób na to by bez igerencji w oryginalne części zlikwidować luźne latanie języka spustowego. Dorobiłem płaską sprężynę którą włożyłem pomiędzy płytkę spustu a drewno. Ma ona z jednej strony otwór przez który przechodzi śruba warkocza korka dennego lufy (która wkręca się w płytkę spustową i nią dociska sprężynę do drewna) a z drugiej ramię naciskające na ramię języka spustowego tuż przed miejscem w którym dotyka ona zaczepu spustowego.

Sprężynę wykonałem ze zużytego brzeszczotu do metalówki, nie malowanego z hartowanymi tylko zębami. Ma on fabrycznie wykonany otwór fi 4,5mm. Śruba warkocza lufy ma gwint M5 więc otwór powiększyłem do średnicy 5,1mm za pomocą miniszlifierki z końcówką diamentową. Zewnętrzny kształt wyciąłem szlifierką kątową a ramię odpowiednio podgiąłem. Po wszystkim hatrowanie i odpuszczanie. Może to zrobić praktycznie każdy bez jakichś specjalistycznych narzędzi.

Teraz spust już nie lata. Niestety co jest oczywiste wzrósł opór języka spustowego. No cóż, coś za coś. Jak skończy się gwarancja trzeba będzie jeszcze bardziej odchudzić sprężynę zaczepu spustowego.

Piszę o tym bo być może komuś kogo irytuje latający spust a nie chciał by ingerować w oryginalne części broni może się ten pomysł przydać. Coś tak czuję że luźne spusty to będzie przypadłość nie tylko tego "Kentucky flintlock pistol". Pozdrawiam! :D
Czarnowidz
Stary bywalec
Posty: 815
Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
Lokalizacja: 3Miasto
Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Czarnowidz »

Witam w temacie po dłuższym czasie.

Panująca ostatnio sytuacja sprawiła że postanowiłem nie czekać z modyfikacjami pistoletu na wygaśnięcie gwarancji.
Uznałem że nie będę poprawiał wizualnych niedoróbek. Zostanie jak jest i będzie wystawiać świadectwo firmie którą wypuściła taki paździeż. :-P

Zdecydowałem że poprawię tylko to co ma bezpośredni wpływ na działanie broni czyli mechanizm spustowy i przyrządy celownicze plus pobojczyk.

Modyfikacje pobojczyka ograniczyły się do podklejenie mosiężnych okuć klejem i pokryciu drewna olejem lnianym bo wykończenie drewna z którego go wykonano ograniczyło się do pomalowania go czarną bejcą. Wolałem by to co się w lufie znajduje nie wsiąkało w surowe drewno, no i olejowany pobojczyk później łatwiej się czyści. Wybór padł na historyczny olej lniany. Nie ukrywam że lubię drewno wykończone w ten sposób.

Następny poszedł na warsztat mechanizm spustowy.
Na początek postanowiłem zrobić coś z tym latającym spustem. Jak już pisałem w wcześniejszym poście dorobiłem płaską sprężynę mocowaną pomiędzy drewnem osady a mosiężną "blachą" spustową. Co prawda spust przestał latać ale do twardej sprężyny dźwigni zaczepu spustowego dodał się opór dorobionej sprężyny spustowej. To razem z dużymi luzami bocznymi języka spustowego w jego otwórze dało w efekcie jeden z najgorszych spustów jakie miałem w ręku... :ops: :( Twardy i "gumiasty".
By zlikwidować boczne luzy spustu nieco rozpiłowałem jego otwór w "blasze" spustowej i wlutowałem (kolejne jak najbardziej historyczne rozwiązanie) w niego blaszki mosiężne 0,5mm. Ich szerokość dobrałem tak by po drobnym opiłowaniu zrównały się z wypustem z zotworem na gwont wkręta warkocza lufy. Dzięki temu prócz zmiejszenia luzu zyskałem prowadzenie języka spustowego w jego górnej części.
Następnie przyszła kolej na język spustowy. Napawałem to prostokątne wycięcie w jego tylnej części dzięki czemu skróciła się długość drogi pierwszego oporu. Następnie wypolerowałem jego boczne i górną powierzchnie papierem ściernym gradacji 600. Po wszystkim smarowanie niezastąpionym smarem molibdenowym.
Po tych zabiegach spust mimo że jego opór pozostał bez zmian stał się zupełnie inny w odbiorze. Owiele stabilniejszy i sprawiający wrażenie bardziej miękkiego. Zdecydowanie zmiany na lepsze jednak w trakcie wizyty na strzelnicy przypomiał o sobie duży opór wywołujący drżenie mięśni pod koniec ściągania spustu. Trzeba było coś z tym zrobić...

Po powrocie z strzelnicy i zdjąłem zamek do czyszczenia i zabrałem się za to co powoduje owy duży opór spustu czyli za sprężynę dźwigni zaczepu spustowego. Jest ona wykonana z blachy 0,8mm. Za pomocą miniszlifierki z końcówką do papieru ściennego zmiejszyłem jej grubość do ok. 0,5mm. Następnie wypolerowałem na dźwigni zaczepu spustowego jego boczną powierzchnię ślizgającą się po blasze zamka i tą półokrągłą na którą naciska tylna część języka spustowego. Powierzchnię zaczepu stykającą się bezpośrednio z zębem orzecha delikatnie przepolerowałem samym papierem 1000 by nie zmieniać jego geometrii. Po wszystkim elementy stalowe w oksydę i smarowanie jak wcześniej.

Po tych zabiegach spust stał się o wiele bardziej miękki i przyjemny. Na początku wydawało mi się że zbyt miękki... jednak gdy skierowałem pistolet lufą w dół i powiesiłem go na palcu opartym na końcu języka spustowego strzał nie padł. Pistolet waży 1100g więc opór spustu jest większy. (Sporo większy niż w przyśpiesznikach.) Myślę że to kwestia przyzwyczajenia. 8) Teraz spust ma krótką niezbyt twardą pierwszą drogę po której następuje delikatne ale wyczuwalne zwiększenie oporu po przełamania którego pada strzał. Myślę że tak może zostać. :D

Przyrządów celowniczych jeszcze nie ruszałem ale konieczna będzie korekta ich wysokości (muszka jest wyższa o 1,8mm od szczerbinki) i warto było by zmienić nieco ich geometrię.

Mam nadzieję że te uwagi przydadzą się ludziom chcącym poprawić spust w tych pistoletach. Nie jest to nic skomplikowanego i każdy kto robił już coś podobnego choć by tylko w chińskiej wiatrówce sobie z tym poradzi. Jutro napiszę więcej o efektach pobytu na strzelnicy. Pozdrawiam! :D
Wycior
VIP
Posty: 2071
Rejestracja: pt 14.kwie.2017 - 14:45
Lokalizacja: Okolice Katowic
Moja broń: CP i ostry jęzor

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Wycior »

Czarnowidz pisze: pt 31.lip.2020 - 01:05 Za pomocą miniszlifierki z końcówką do papieru ściennego zmniejszyłem jej grubość do ok. 0,5mm.
Osłabianie płaskich sprężyn (także w wariancie V) przez ich pocienianie nie jest najlepszą metodą. Robiąc to nieumiejętnie można łatwo zrobić sobie kuku i spowodować pęknięcie sprężyny. Pęknięcie może być spowodowane albo zmianą rozkładu naprężeń w sprężynie albo przez pozostawienie na jej powierzchni poprzecznych rysek.

Znacznie lepiej (i prościej) jest zwęzić sprężynę równomiernie na całej długości. W ten sposób można łatwo przewidzieć stopień osłabienia sprężyny, ponieważ jest on proporcjonalny do ubytku szerokości. Najważniejsze jednak że zwężanie sprężyny nie powoduje w niej zmiany rozkładu naprężeń. Nie grozi także zarysowanie jej powierzchni które były (albo przynajmniej powinny być) fabrycznie wypolerowane.

Sprężyny wykonane ze stali sprężynowych, jak np. 50HF, są dość tolerancyjne. Sprężyny ze zwykłej stali węglowej (jak w historycznych oryginałach) bywają jednak bardziej wrażliwe, zwłaszcza jeżeli pracują przy dużym naprężeniu (typowo sprężyna kurka).
Czarnowidz
Stary bywalec
Posty: 815
Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
Lokalizacja: 3Miasto
Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Czarnowidz »

No fakt. Też się nad tym zastanawiałem. No cóż zobaczymy jak będzie. Jeśli pęknie dorobię nową. Na szczęście ma dość prosty kształt i nie będzie to trudne. Pozwolę sobie jednak zauważyć że zmniejszenie grubości sprężyny zmniejsza naprężenia (oczywiście przy tej samej wartości strzałki ugięcia, nie użytej siły) w jej skrajnych warstwach najbardziej oddalonych od osi obojętnej gdyż są one wówczas mniej oddalone od niej i mniej rozciągane i ściskane. Nie mniej jednak efektu karbu i zmęczenia materiału nie można bagatelizować. Postrzelamy zobaczymy...

A teraz część strzelnicowa.
Pojechałem na niedawno wybudowany w mojej okolicy prywatny obiekt w celu głównie rozpoznawczym. Poznać nowy obiekt i zawrzeć znajomość z właścicielem. Przy okazji przetestować mechanizm spustowy po modyfikacjach i sprawdzić "prawo Irka M" mówiące że
zamki skałkowe świetnie krzyczą w domu a na strzelnicy wypinają się na właściciela. ;)
Postanowiłem pójść drogą Wilego357 i spróbować przeprowadzić "nieudane" próby celem pozyskania wiedzy. Spakowałem więc wszystkie ołowiane "wynalazki" w kalibrze ok.45" jakie miałem i strzelałem nimi inaczej niż robiłem to do tej pory. Strzelałem z naważki 15gn. Odmierzanej objętościowo łuską 9x19. Dystans skromne 10m. Serie 4 strzały. Smar krem Nivea. Postawa siedząca zza stołu, oburącz z rękami opartymi na worku z piaskiem.

Na początek poszły kule .451" bez flejtucha. Smar na przybitkę, pod kulę. Zaznaczyć muszę że wchodziły bardzo, bardzo lekko. Podejrzewam że gdybym machnął energicznie pistoletem w ręku to kula wypadła by z lufy pod działaniem siły odśrodkowej. :lol: Efektem tego było uzyskanie skupienia c-t-c 190mm.

Kolejne były kule .454". Tu opór pojawił się przy wyciskaniu kuli do lufy. Potem szło lekko choć opór był nieco większy niż przy kuli .451". Reszta procedury ładowania jak przy kuli .451". Skupienie wyraźnie się poprawiło i wyniosło 75mm.

Następne były rewolwerowe Conicale kalibrowane na .450", ładowane na przybitkę i smarowane po obwodzie. One również wchodziły do lufy bardzo lekko. Gdyby nie lepkość kremu to mogły by z niej wypaść. Efektem strzelania nimi było uzyskanie skupienia 115mm. Leprzego niż przy kuli .451" ale dalej pozostawiającego wiele do życzenia. Te pociski nie będą latały celnie chyba z żadnej broni... :lol:

Na koniec poszły ciężkie karabinowe pociski Mini'e .454" smarowanie po obwodzie i ładowane bezpośrednio na proch. Ciężki pocisk karabinowy w pistolecie. Mini'e w broni skałkowej, w dodatku z tego typu gwintem - dwunastopolowym o wąskich bruzdach i szerokich polach i skoku 1-18". Efektu dopełniała mała naważka. To nie mogło się udać. Efektem było uzyskanie skupienia... 44mm - najlepszego tego dnia. :shock: A mogło być jeszcze lepiej gdybym nie zmasakrował płaskich wierzchołków dwóch pierwszych pocisków końcówką startera do kuli, dokładniej odmierzał proch i sypał go przez lejek którego zapomniałem. :ops:

Jaki z tego morał? Czasem warto poeksperymentować i nie skreślać pewnych rzeczy z góry. ;) Przyznać też muszę że ze wszystkich pocisków te Mini'e wchidziły do lufy najciaśniej. Każdy pierścień wiodący stawiał spory opór przy wyciskaniu go do lufy. Mam też wrażenie że lufa w moim pistolecie wyszła Włochom jakaś taka luźniejsza (nadkalibrowa).

Więcej pocisków nie udało mi się przetestować gdyż z strzelnicy przegonił mnie deszcz. :lol:

Praca zamka.
Zamek pracował poprawnie do puki skałka była ostra. Miałem jeden brak złapania iskry przez podsypkę i jedno "spalenie na panewce". Używałem jako skałek mojej roboty "odłupków" z krzemienia polnego oprawionych w skurkę. Starczały na 4 - 10 odpaleń potem robiły się tępe i dawały za mało iskier które nie odpalały prochu. Było to dość harakterystyczne. Gdy pojawiał się brak zapłonu robiłem dla pewności jeszcze dwie próby (poza jednym przypadkiem zawsze kończyły się one niepowodzeniem), przejeżdzałem palcem po krawędzi skałki dla oceny jej ostrości i wymieniałem ją na nową.

Strzał następowało z zauważalny opóźniem. Na elementach zamka osadzało się sporo nagaru. Może to świadczyć o tym że suchość prochu nie była optymalna co jest możliwe zważywszy na warunki jego przechowywania. ;)

Plany na przyszłość to wypróbować kolejne pociski, sprawdzić działanie mechanizmu spustowego po ostatnich modyfikacjach i poprawić przyrządy celownicze bo już na tym niewielkim dystansie ŚPT był niżej niż punkt celowania o 150 - 180mm. Zastanawiam się tylko czy tylną powierzchnię muszki (tą którą widzi strzelec w trakcie celowania) pochylić do przodu (coś jak w Remingtonach Targetach Ubertiego) do tyłu (jak w Remingtonach Targetach Pietty) czy zostawić pionową jak w oryginale. Większość wspóczesnych pistoletów sportowych ma muszki pochulone do tyłu (ala Target Pietty) lub pionowe.

Pozdrawiam! :D
Irek M
Stary bywalec
Posty: 1073
Rejestracja: pt 07.wrz.2018 - 02:17
Moja broń: za dużo sztuk

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Irek M »

A powiedz mi co z "moim" prawem nt. odpalań skałki :-) Mogę nakręcić film w domu z np. 10 krzesań w domu i 10 na strzelnicy. Różnice będą zauważalne. Do lufy kalibru 45 wciskałeś kule i pocisk 454??? Do mego w życie nie wejdzie minie 454.
Nie w tej chwili ale jak będziesz chciał to podeślę ci kilka skrawków krzemienia. Zobaczysz jaka będzie różnica.
Wycior
VIP
Posty: 2071
Rejestracja: pt 14.kwie.2017 - 14:45
Lokalizacja: Okolice Katowic
Moja broń: CP i ostry jęzor

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Wycior »

Irek M pisze: pt 31.lip.2020 - 17:02 Do mego w życie nie wejdzie minie 454.
Pocisk Minie kiepsko nadaje się do strzelania ze skałki (dużo wolniejsze niż przy zapłonie kapiszonowym narastanie ciśnienia), no chyba że wbijemy go do lufy tak że ekspansja nie będzie już potrzebna.
Irek M
Stary bywalec
Posty: 1073
Rejestracja: pt 07.wrz.2018 - 02:17
Moja broń: za dużo sztuk

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Irek M »

Kolega wymieniał pocisk minie 454 dlatego zdziwiłem się, że taki kaliber wchodził mu do lufy .45 Tyle opinii ile strzelających :-) Mnie np. bardzo dobrze sprawuje się właśnie ten minie 454 w Sharps mimo twierdzenia, że absolutnie nie nadaje się do tego karabinu.
Wycior
VIP
Posty: 2071
Rejestracja: pt 14.kwie.2017 - 14:45
Lokalizacja: Okolice Katowic
Moja broń: CP i ostry jęzor

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Wycior »

Czarnowidz pisze: pt 31.lip.2020 - 16:42 Pozwolę sobie jednak zauważyć że zmniejszenie grubości sprężyny zmniejsza naprężenia [...] etc.
Racja - nie twierdzę że pocieniając sprężynę nie można osiągnąć pożądanego efektu, tylko że jest to dużo trudniejsze. Kształt sprężyn ma zapewnić równomierne naprężenia w całej ich objętości. Aby nie utracić tego efektu należałoby sprężynę ścieniać proporcjonalnie na całej długości. To już nie jest takie łatwe, tym bardziej że trzeba jeszcze dbać o zachowanie prostokątnego przekroju.
Czarnowidz
Stary bywalec
Posty: 815
Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
Lokalizacja: 3Miasto
Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Czarnowidz »

Irek M pisze: pt 31.lip.2020 - 17:02 A powiedz mi co z "moim" prawem nt. odpalań skałki :-) Mogę nakręcić film w domu z np. 10 krzesań w domu i 10 na strzelnicy. Różnice będą zauważalne.
No na szczęście nie zauważylem jego dużego wpływu na niezawodność mojego strzeladła. :D
Czarnowidz pisze: pt 31.lip.2020 - 19:16 Miałem jeden brak złapania iskry przez podsypkę i jedno "spalenie na panewce".

W sumie niezawodność całkiem niezła jak na skałkę. Myślę że nie powinienem chyba narzekać. Przynajmniej tak mi się wydaje. ;) Może to szczęście początkującego... Niewypałów spowodowanych naturalnym zużyciem się skałki oczywiście nie wliczałem. Myślę że to może być po części zasługa tego że miałem przy sobie spory zapas skałek, coś około dwudziestu. Gdybym miał trzy to pewnie pierwsza stępiła by się po trzech strzałach, druga pękła by na pół a trzecia wpadła by w piach na strzelnicy i uległa w nim anihilacji. :lol:
Irek M pisze: pt 31.lip.2020 - 17:02 Do lufy kalibru 45 wciskałeś kule i pocisk 454??? Do mego w życie nie wejdzie minie 454.

Dokładnie tak. Niektóre kule .451" po przechyleniu pistoletu lufą w dół mogły by z niej wypaść. :lol: Kule. 451" i .454" miałem produkcji FAM Pionki, obtaczane - więc raczej dobre. Pociski Mini'e zostały mi jeszcze po mojej pierwszej broni CP - Hawkenie Ardesy z gwintem 1-32". Pamiętam że latały z niego bardzo dobrze. Ustępowały tylko kuli .440" na flejtuchu. Za to REALe czteropierścieniowe (250gn.)to porażka. Latały jak chciały. ŚPT przy tej samej naważce był ponad metr niżej - pod tarczą, na dystansie 60m i lądowały pod tarczą. Ich jedynym plusem było to że łatwo się je ładowało. Po prostu były za luźne do tej lufy. (Te z kolei bardzo ładnie latały mi w Colt-cie Walker-ze :lol: ) Po latach doczytałem na iweb-ie że Ardesa robiła swoje lufy jako nadkalibrowe (jeśli mnie pamięć nie myli kaliber w polach tych luf to 11,5mm zamiast 11,43mm) i że to w tej broni normalne. Możliwe że Włochom gdy robili lufę do mojego pistoletu też się coś na maszynie "rozjechało". ;)
Irek M pisze: pt 31.lip.2020 - 17:02 Nie w tej chwili ale jak będziesz chciał to podeślę ci kilka skrawków krzemienia. Zobaczysz jaka będzie różnica.

Mam kilka skałek oryginalnych. Trzy francuskie, siedem angielskich i trzy agatowe. Na razie używam tych moich "odłupków" w celach czysto poznawczych. :D Lepsze trzymam na później. ;)
Wycior pisze: pt 31.lip.2020 - 19:16 Pocisk Minie kiepsko nadaje się do strzelania ze skałki (dużo wolniejsze niż przy zapłonie kapiszonowym narastanie ciśnienia), no chyba że wbijemy go do lufy tak że ekspansja nie będzie już potrzebna.


Też myślę że to ten mechanizm. Pocisk wyżyna się w gwint w czasie wsiąkania go do lufy tak jak to się dzieje np. z REAL-em. Przy skałce, pistolecie, "pedalskiej" naważce i grubej "sukience" pocisku Mini'e nie liczył bym na ekspansję wywołaną siśnieniem gazów prochowych.
Irek M pisze: pt 31.lip.2020 - 19:21 Kolega wymieniał pocisk minie 454 dlatego zdziwiłem się, że taki kaliber wchodził mu do lufy .45 Tyle opinii ile strzelających :-) Mnie np. bardzo dobrze sprawuje się właśnie ten minie 454 w Sharps mimo twierdzenia, że absolutnie nie nadaje się do tego karabinu.


Tak jak pisałem mi ten pocisk bardzo ładnie latał z Hawkena Ardesy z gwintem 1-32" Myślę że mogło to być spowodowane nadkalibrowością Ardesowskich luf. Do lufy np. Investarms-owej mógłby nie wejść lub wejść na tyle ciasno że został by w czasie ładowania tak zmasakrowany że zniweczyło by to jakąkolwiek jego celność.

Jak widać Drogi Irku do prawd forumowych czasem warto podejść z dystansem. ;)
Mam jeszcze w zanadrzu kilka pociskowych "wynalazków" które zamierzam wyprubować, bez wiary w ich oszałamiającą celność, od tak z czystej ciekawości. ;)
Wycior pisze: pt 31.lip.2020 - 19:30 Racja - nie twierdzę że pocieniając sprężynę nie można osiągnąć pożądanego efektu, tylko że jest to dużo trudniejsze. Kształt sprężyn ma zapewnić równomierne naprężenia w całej ich objętości. Aby nie utracić tego efektu należałoby sprężynę ścieniać proporcjonalnie na całej długości. To już nie jest takie łatwe, tym bardziej że trzeba jeszcze dbać o zachowanie prostokątnego przekroju.

Zgadzam się w 100%. Niestety ale ten spust pracował tak źle że zdecydowałem się zaryzykować. 8)

Pozdrawiam serdecznie! :D
Czarnowidz
Stary bywalec
Posty: 815
Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
Lokalizacja: 3Miasto
Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Czarnowidz »

Witam!
Przedwczoraj pojechałem na strzelnicę pobawić się dalej kolejnymi pociskowymi "wynalazkami" jakie przez lata zabawy z czarnym prochem mi się nazbierały. Miejsce, dystans, naważka itp jak poprzednio.

Zmierzyłem też średnicę przewodu lufy między polami. Nie było to łatwe wszak gwint 12-polowy suwmiarką noniuszową z dokładnością 0,02mm która pokazała że wynosi ona 11,5 - 11,52mm... Wygląda na to że tak jak podejrzewałem Włochom się maszyna przestawiła. :;
No ale gra się kartami jakie się ma więc poprowadziłem test dalej.

Zachęcony postami Irka M jako pierwsze na testy poszły kule .457". Ładowały się stosunkowo łatwo, zwłasza pierwsza, nawet myślałem że mogła to być jakaś .454" która zabłąkała się gdzieś producentowi. Dały one skupienie 64mm.

Następnie przyszła kolej na kule .464". No i tu... skupienia nie było bo pomimo usilnych starań tej kuli nie udało mi się wcisnąć do lufy. No cóż, gdzieś musiała być granica. :lol:

Kolejne były Conicale jednorowkowe .457" (nazywane też w innych sklepach pociskami Long Colt 230gn.) Ładowały się bardzo przyjemnie i dały słabe skupienie 107mm.

Kolejne były krótkie "pistoletowe" REAL-e trzypierścieniowe. Dały skupienie 67mm.

Następnie dłógie "karabinowe" REAL-e czteropierścieniowe 250gn. Jako ciekawostkę podam że pierwszy pierścień wchodził do lufy luźno. Mimo to dał bardzo Podobne skupienie 69mm.

Potem w ruch poszły pełnopłaszowe pociski 9x19 Parabellum w plastikowych sabotach. Ładował się bardzo ciężko. Im głębiej wpuchałem je do lufy tym większy stawiały opór. Po trzecim strzale zmuszony byłem przetrzeć lufę gdyż bałem się że kolejny pocisk w niej utknie a w mosiężny płaszcz grająca nie wkręcę. ;) Kolejny problem to Smarowanie tych pocisków. Jedyne co można zrobić to posmarować delikatnie boki sabotów palcem zamoczonym w smarze. To sprawia że lufa szybko zarasta osadem prochowym i pociski coraz trudniej się ładują. Pamiętam że Bready kiedyś pisał że próbował używać tych pocisków do polowania ale kiepsko się sprawowały. Ja też ich nie polubiłem. :( Po czterech strzałach w tarczy pojawiły się trzy otwory o skupieniu 88mm. Co stało się z czwartym nie mam pojęcia. Albo przeleciał przez dziurę po poprzednim pocisku albo nie trafił w tarczę.

Jako ostatnie do testów poszły kule .440" na flejtuchu ładowane "sposobem Wildea" czyli 3mm przybitka filcowa, na nią suchy flejtuch 0,31mm, na niego kula, wszystko pobojczykiem na dno i do lufy 0,3ml wody z dodatkami, kilkadziesiąt sekund na wsiąknięcie wody w flejtuch i ognia. Przyznać muszę że kulę ładowane tym sposobem bardzo ciężko wchodziły do lufy. Zastanawiam się czy flejtuch Pedersoliego 0,31mm nie są za grube do tej lufy/kuli. Jaki jest kolejny, cieńszy flejtuch z gamy tego producenta? Dały one najlepsze tego dnia skupienie 44mm.

Praca zamka.
Rewelacja. Miałem tylko trzy niewypały. Proch na panewce nie złapał iskry. Powodem był osad prochowy na lustrze krzesiwa i na skałce. Wystarczyło je przetrzeć i znów odpalał. Ale najlepsze było to że cały test wykonałem na jednej skałce zamocowanej w kurku jeszcze w czasie poprzedniego pobyty na strzelnicy. Łącznie odała ponad 35strzaów i nadal krzesze. :D Tego wszystkiego dokonał mojej roboty "odłupek", wykonany z znaleziononego na polu opodal mojego domu krzemienia polnego czyli materiału uznawanego za surowiec bardzo podłej jakości. W dodatku jeden z bardziej koślawych. :lol: :-P Takie brzydkie kaczątko. ;) Był tak koślawy że krawędź "skrawającą" musiałem ustawić nieco pod skosem względem lustra krzesiwa gdyż inaczej nie wkręcił bym jej w kurek. To sprawiło że już po pierwszym strzale odłamał się jej narożnik. Jednak krzesła dalej a narożnik przesuwał się w kierunku drugiego przy czym krawędź skrawającą robiła się coraz krótsza. Chyba tym sposobem niechcący uzyskałem skałkę "samoostrzącą się". Z resztą zrobię zdjęcie jej jak teraz wyglądai wyślę wam na e-maila bo to bardzo ciekawe zjawisko. Przypomnę tylko że wcześniejsze skałki z tego surowca wytrzymywały ok. 5 strzałów. :D

Czyszczenie.
Kolejną kwestią jest czyszczenie. Pisałem już o tym że myślałem by między panewkę a lufę włożyć nasmarowaną papierową przekładnię. Zauważyłem że po zdjęciu zamka na lufie pod otworem zapałowym jest jakaś zaschnięta maź. Wyglądała jak zaschnięta mieszanina osadu prochowego i smaru. Spróbowałem więc i włożyłem między nie tak jak planowałem nasmarowaną smarem "L" no. 2 przekładkę z papieru grubości 0,2mm. Po rozebraniu okazało się że owa maź i tak znajduje się w środku ale jest jej miej. Po przyjrzeniu ozauważyłem że znajduje się tylko w jednym miejscu. Gdy się przyjżałem dokładniej okazało się że... przedmuch do wnętrza zamka poszedł przez rowek w buksiku wycięty na śrubokręt :lol: Zamalowałem więc go lakierem do paznokci i poskładałem wszystko z nową przekładką jeszcze raz. Zobaczymy teraz jak to się sprawdzi.

Lufę postanowiłem wyczyścić sposobem tego dobrze nam znanego Pana z filmu poniżej:

Ja tylko użyłem zamiast drewnianego aluminiowego wyciora a sprężynę zrobiłem z drutu z brązu aluminiowego. Reszta jak na filmie. Przyznać muszę że jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak świetnie sobie poradziły z czyszczeniem lufy zmoczone Solventem pakuły. Od teraz wszystkie lufy nieprzelotowe będę czyścił w ten sposób. Już wcześniej chciałem spróbować z pakułami ale nie wiedziałem na jaką końcówkę się je nakręca :ops: W handlu takiej końcówki nie znalazłem. :( kolejna kwestia to czyszczenie tej nieszczęsnej zwężonej komory prochowej. Aż się prosi by zrobić jakąś wąską końcówkę do pakół i nią czyścić. Zastanawiam się tylko jak powinna wyglądać taka profesjonalna końcówka do zawijania na nią pakół by weszła w otwór ø5mm.

W czasienastępnej wizyty na strzelnicy spróbuję dokładniej odmierzać naważki i sypać je przez lejek. Spróbuję również postrzelać na większy dystans 20 - 25m w zależności na jaki obiekt pozwoli. Muszę też pomyśleć nad cieńszymi flejtuchami i kulami .445"

Pozdrawiam! :D
Awatar użytkownika
BEAR
Bywalec
Posty: 176
Rejestracja: pn 27.lut.2017 - 21:11
Moja broń:

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: BEAR »

Podepnę się pod temat ciekaw jestem jak Twoje "Czarnowidz" testy. Tak się składa że walczę ze skalka ale karabinem w kalibrze. 45 ja mam problem z wysokością szczerbiny co przekłada się na zbyt niskie bicie pocisków. Stosuje kule. 440 i flejtuch 0.38 czasem wpijam na 2 flejtuch ale bez znacznej poprawy. Stosuje 35 lub 40gr prochu ZS2 lub Czecha. Na 35 gr przestrzeliny układają się w okolicy 4 na godzinie 6 przy 40gr okolice 6. Teraz pytanie dalej zwiększać nawazke czy wymiana podniesienie szczerbiny. Zależy mi na celności więc nie wiem czy zwiększenie nawazki to dobra metoda.
Czarnowidz
Stary bywalec
Posty: 815
Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
Lokalizacja: 3Miasto
Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock

Re: Pierwsza skałka.

Post autor: Czarnowidz »

Do kuli .440" stosujesz flajtuch 0,38mm? :shock:
Mi cholernie ciężko jest załadować kulę .440" na flejtuchu 0,31mm. By temu zaradzi kupiłem teraz flejtuchy 0,25mm. Z resztą takie flejtu do tego kalibru i kuli zalecał G. Nowak w swojej książce. U mnie flejtuchy 0,31mm zalecane na stronie Saguaro Mike'a są zdecydowanie za ciasne. Czy ja więc dobrze Cię zrozumiałem?

Co do naważki to strzelasz tą która daje najlepsze skupienie. Średni punkt trafień reguluje się przyżądami celowniczymi więc ja na Twoim miejscu podniusł bym do góry szczerbinkę. Jeśli masz ją nieregulowaną to wymienił bym na regulowaną. W karabinie powinieneś mieć na to dość miejsca. Ja w pistolecie nie mogę tego zrobić więc pozostaje mi tylko piłowanie muszki... :(

Napisz coś więcej o tym karabinie z którego strzelasz, jaki to model, producent. Spróbujemy coś zaradzić. :D
ODPOWIEDZ