Smarowanie flejtuchów wodą
-
- Stary bywalec
- Posty: 815
- Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
- Lokalizacja: 3Miasto
- Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock
Smarowanie flejtuchów wodą
Świetny temat Panowie! Uwielbiam wasze bronioznawczo-historyczne tematy.
Czytałem już ten o karabinach z trzpieniem w komorze. Wcześniej myślałem że to była jakaś niszowa, eksperymentalna konstrukcja, jedna z wielu ślepych uliczek w rozwoju broni palnej. Dzięki wam dowiedziałem się że było to bardzo popularne rozwiązanie w pewnym okresie czasu i podlegające ewolucji.
Obecny temat również jest niezmiernie ciekawy i dowodzi tego jak ważna jest woda w smarach do CP. Od siebie dodam że na początku mojej przygody z CP gdzieś czytałem o tym czym współcześni strzelcy nasączają flejtuchy. Co ciekawe wszystkie te specyfiki zawierają wodę a były to: woda z mydłem, mydło w płynie, płyn do mycia naczyń(taki nierozrobiony, prosto z butelki), margaryna, krem nawilżający, emulsja obrabiarkowa, samorobne mikstury na bazie kremów nawilżających, fabryczne specyfiki dedykowane do flejtuchów, ślina. - Hmmm, sporo tego.
Czysta woda jak widać została tu niestety pominięta. Widać współcześnie mało kto jej używa. Sam również byłem zniesmaczony pomysłem użycia śliny. Wypróbowałem więc smar molibdenowy, płyn do mycia naczyń, krem Nivea i nieco zmodyfikowany smar Nowaka. Ostatecznie zostałem przy tym ostatnim a najgorsze rezultaty dał smar molibdenowy.
Pamiętam też że pisano tam o dmuchaniu do lufy po strzale by wilgoć zawarta w wydychanym powietrzu zmiękczała nagar.
Pewnie większość z was to wie ale gdyby akurat ktoś nie wiedział...
Dobrze, przepraszam najmocniej i obiecuję nie śmiecić więcej w tym niezmiernie ciekawym temacie.
Czytałem już ten o karabinach z trzpieniem w komorze. Wcześniej myślałem że to była jakaś niszowa, eksperymentalna konstrukcja, jedna z wielu ślepych uliczek w rozwoju broni palnej. Dzięki wam dowiedziałem się że było to bardzo popularne rozwiązanie w pewnym okresie czasu i podlegające ewolucji.
Obecny temat również jest niezmiernie ciekawy i dowodzi tego jak ważna jest woda w smarach do CP. Od siebie dodam że na początku mojej przygody z CP gdzieś czytałem o tym czym współcześni strzelcy nasączają flejtuchy. Co ciekawe wszystkie te specyfiki zawierają wodę a były to: woda z mydłem, mydło w płynie, płyn do mycia naczyń(taki nierozrobiony, prosto z butelki), margaryna, krem nawilżający, emulsja obrabiarkowa, samorobne mikstury na bazie kremów nawilżających, fabryczne specyfiki dedykowane do flejtuchów, ślina. - Hmmm, sporo tego.
Czysta woda jak widać została tu niestety pominięta. Widać współcześnie mało kto jej używa. Sam również byłem zniesmaczony pomysłem użycia śliny. Wypróbowałem więc smar molibdenowy, płyn do mycia naczyń, krem Nivea i nieco zmodyfikowany smar Nowaka. Ostatecznie zostałem przy tym ostatnim a najgorsze rezultaty dał smar molibdenowy.
Pamiętam też że pisano tam o dmuchaniu do lufy po strzale by wilgoć zawarta w wydychanym powietrzu zmiękczała nagar.
Pewnie większość z was to wie ale gdyby akurat ktoś nie wiedział...
Dobrze, przepraszam najmocniej i obiecuję nie śmiecić więcej w tym niezmiernie ciekawym temacie.
- mar_kow
- Stary bywalec
- Posty: 1060
- Rejestracja: pt 16.lut.2018 - 12:18
- Lokalizacja: Mazury
- Moja broń: skuteczna
Re: Karabin na wodę czyli smarowanie flejtuchów inaczej
Temu Panu nie przeszkadza się ślinić...Czarnowidz pisze: ↑ndz 16.lut.2020 - 14:02 [...] Sam również byłem zniesmaczony pomysłem użycia śliny. [...]
- Nduro
- Bywalec
- Posty: 135
- Rejestracja: śr 07.mar.2018 - 20:51
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Moja broń: .45.54.58
Re: Karabin na wodę czyli smarowanie flejtuchów inaczej
Ja w tym sezonie też zaczynam się ślinić. Smarowidła odpuszczam
-
- Stary bywalec
- Posty: 815
- Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
- Lokalizacja: 3Miasto
- Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock
Re: Karabin na wodę czyli smarowanie flejtuchów inaczej
Też widziałem kilkukrotnie jak On to robił i napiszę krutko... a fuj...
Tak trochę z innej beczki - jak słusznie Wycior zauważył żołnierzom nie można dać wody z etenolem bo zaraz wszystko wleją w siebie... Ale może jakieś inne alkohole?
Na myśl odrazu przychodzi gliceryna. Jej dodatek do wody znacznie obniża jej temperaturę zamarzania co jest nawet dziś wykorzystywane np. w "ekologicznych" płynach do chłodnic. Wynalezienie nitrogliceryny to rok 1847 ( https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Ascanio_Sobrero ) więc w czasach Pana Wilda gliceryna powinna być znana.
Kolejna kwestia to mydło.
Można dodać jego niewielką ilość do wody jako inhibitor korozji. Wody z gliceryną i mydłem żaden żołnierz nie wypije (no bo i po co mniał by coś takiego pić?) ale ciekawe czy wypili by wodny roztwór etanolu z dodatkiem mydła?
Pozdrawiam!
- zbiho
- Stary bywalec
- Posty: 1145
- Rejestracja: pt 04.sie.2017 - 08:23
- Lokalizacja: Bochnia
- Moja broń: .31"
Re: Karabin na wodę czyli smarowanie flejtuchów inaczej
Musisz organoleptycznie sprawdzić żeby mieć pewność, no i opisz wrażenia, czekam na relację i z góry dziękuję.Czarnowidz pisze: ↑ndz 01.mar.2020 - 16:18 ciekawe czy wypili by wodny roztwór etanolu z dodatkiem mydła?
Pozdrawiam!
-
- Bywalec
- Posty: 323
- Rejestracja: czw 23.lut.2017 - 18:08
- Lokalizacja: Środek Polski
- Moja broń: Niezawodna
Re: Karabin na wodę czyli smarowanie flejtuchów inaczej
Myślę że kolega Czarnowidz jest na dobrej drodze co do użycia pewnego rodzaju płynu.
O ile będą zachowane odpowiednie proporcje, przez kilka dni w lufie będzie również działał antykorozyjnie.
O ile będą zachowane odpowiednie proporcje, przez kilka dni w lufie będzie również działał antykorozyjnie.
-
- Stary bywalec
- Posty: 815
- Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
- Lokalizacja: 3Miasto
- Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock
Re: Karabin na wodę czyli smarowanie flejtuchów inaczej
Co byście Państwo powiedzieli na miksturę o składzie następującym:
*gliceryna - 10%,
*etanol - 5%,
*aceton - 5%,
*mydło - 0,1%,
*woda zdemineralizowana - do 100%
Woda - nie muszę pisać po co. Mydło jako inhibitor korozji i środek zawiesinotwórczy. Gliceryna by obniżyć temperaturę zamarzania. Etanol i aceton by obniżyć temperaturę zamarzania jeszcze bardziej oraz jako konserwanty hamujące rozwój niechcianych drobnoustrojów (głównie bakterii, pierwotniaków i grzybów) w dłużej przechowywanej miksturze. Co o tym myślicie?
A tak z innej beczki...
Tak sobie pomyślałem że takie "beztłuszczowe smary" do flejtuchów mają też tą zaletę że dzięki nim broń będzie się mniej brudzić. W przewodzie lufy nie będzie tłuszczu pozostałego po smarze z flejtuchów i nie trzeba będzie używać tak silnych detergentów by go wymyć z przewodu lufy. Zostaną tylko łato usuwalne związki grupy pierwszej (polarne sole) i czwartej (nierozpuszczalne) - głównie nie spalone w pełni węgiel i siarka. Z takim brudem poradzi sobie nawet zwykła woda.
*gliceryna - 10%,
*etanol - 5%,
*aceton - 5%,
*mydło - 0,1%,
*woda zdemineralizowana - do 100%
Woda - nie muszę pisać po co. Mydło jako inhibitor korozji i środek zawiesinotwórczy. Gliceryna by obniżyć temperaturę zamarzania. Etanol i aceton by obniżyć temperaturę zamarzania jeszcze bardziej oraz jako konserwanty hamujące rozwój niechcianych drobnoustrojów (głównie bakterii, pierwotniaków i grzybów) w dłużej przechowywanej miksturze. Co o tym myślicie?
A tak z innej beczki...
Tak sobie pomyślałem że takie "beztłuszczowe smary" do flejtuchów mają też tą zaletę że dzięki nim broń będzie się mniej brudzić. W przewodzie lufy nie będzie tłuszczu pozostałego po smarze z flejtuchów i nie trzeba będzie używać tak silnych detergentów by go wymyć z przewodu lufy. Zostaną tylko łato usuwalne związki grupy pierwszej (polarne sole) i czwartej (nierozpuszczalne) - głównie nie spalone w pełni węgiel i siarka. Z takim brudem poradzi sobie nawet zwykła woda.
- mar_kow
- Stary bywalec
- Posty: 1060
- Rejestracja: pt 16.lut.2018 - 12:18
- Lokalizacja: Mazury
- Moja broń: skuteczna
Re: Karabin na wodę czyli smarowanie flejtuchów inaczej
Najprostsze środki są najlepsze... Po ostatniej niedzieli podczas której krzewiłem kulturę CP w swojej okolicy trzy sztuki do wyczyszczenia. Najpierw odmakanie później czyszczenie, wycieranie, oliwienie i wszystko... Żadnej filozofii - brudna robota...
-
- Stary bywalec
- Posty: 815
- Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
- Lokalizacja: 3Miasto
- Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock
-
- VIP
- Posty: 2071
- Rejestracja: pt 14.kwie.2017 - 14:45
- Lokalizacja: Okolice Katowic
- Moja broń: CP i ostry jęzor
Re: Karabin na wodę czyli smarowanie flejtuchów inaczej
Propozycja Czarnowidza wydaje mi się sensowna. Najpierw było o broni historycznej, aktualne posty są o współczesnych eksperymentach i oczywiście warto by je zachować w nowym wątku, zarazem czyszcząc pierwotny temat.
Re: Smarowanie flejtuchów
Zrobione
-
- Stary bywalec
- Posty: 815
- Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
- Lokalizacja: 3Miasto
- Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock
Re: Smarowanie flejtuchów
A można by zmienić Drogi Darku tytuł tematu na np. "Smarowanie flejtuchów wodą" lub chociaż "Smarowanie flejtuchów inaczej"? Taki tytuł lepiej by oddawał to o czym jest tak naprawdę ten temat bo przy obecnym można odnieść wrażenie że to kolejny temat o cudownym smarze z plantowosku itp. A tak to odrazu by było wiadomo że za takim tytułem kryje się coś o wiele ciekawszego.
Z góry gorąco dziękuję!
-
- Stary bywalec
- Posty: 815
- Rejestracja: pt 18.lis.2011 - 21:37
- Lokalizacja: 3Miasto
- Moja broń: Remington NMA1858 uberti TI, Kentucky flintlock
Re: Smarowanie flejtuchów wodą
Witajcie Koleżanki i Koledzy!
Jako iż nikt nie zabrał głosu w kwestii zaproponowanej przeze mnie mikstury do "smarowania" flejtuchów a jednocześnie bardzo mnie intrygowało jak taki nasączony wodą flejtuch będzie oddziaływał korozyjne na przewód lufy postanowiłem przeprowadzić test.
Mam w domu kawałek niedawno zakupionej blachy ze stali węglowej, konstrukcyjnej, zwykłej jakości. Blacha ma czystą powierzchnię która nie uległa jeszcze korozji. Przeszlifowałem ją dla pewności papierem ściernym nr 180 i przetarłem szmatą z pyłu. Nie smarowałem jej ani nie odtłuszczałem. Nie oddaje to w pełni warunków panujących w lufie bo przewód lufy przed pierwszym strzałem pokryty jest oliwą do broni (standardowa konserwacja) więc warunki do rozwoju korozji są trudniejsze. Natomiast po pierwszym strzale olej konserwójący wnętrze przewodu lufy wypala się a sam przewód pokrywa się osadem prochowym składającym się z polarnych soli które w połączeniu z wodą z flejtucha dają świetny elektrolit. Można więc powiedzieć że na blasze miałem warunki pośrednie pomiędzy pierszym a kolejnymi strzałami.
Bawełniany płatek kosmetyczny rozciąłem na cztery ćwiartki. Trzy z nich nasączyłem miksturami i położyłem na blasze. By ograniczyć parowanie nakryłem je plastikowymi kubeczkami w których dnie zrobiłem otwory ø8mm a krawędzie kubeczków posmarowałam towotem i przykleiłem do blachy wokół ćwiartek płatka. Test odbywał się w pomieszczeniu w którym panowała temperatura +3 - 0°C. Płatki nasączyłem odpowiednio: pierwszy - miksturą z wcześniejszego postu, drugi - emulsją woda demineralizowana-Ballistol 20:1, trzeci jako punkt odniesienia wodą z kranu. Test rozpoczą się wczoraj o 20tej.
Pierwszą obserwację przeprowadziłem dziś rano o godz. 6:15 więc po 10godzinach. Już wchodząc do pomieszczenia zauważyłem że płatek nasączony wodą zmienił kolor. O ile pozostałe były śnierznobiałe on ściemniał i nabrał żółtego koloru. Po podniesieniu go na blasze w miejscu jego krawędzi widoczna była wyraźna jasno rdzawa obwódka szerokości ok. 1mm. Typowy luźny powierzchniowy nalot.
Po podniesieniu pozostałych płatków pod nimi objawów korozji nie stwierdziłem.
Wnioski:
Nie bardzo miałem pomysł co zrobić z czwartym płatkiem. Teraz pomyślałem że mogłem go nasączyć śliną.
Kolejna kwestia to to że dziesięć godzin to jednak za długo. Pierwszej obserwacji miałem dokonać znacznie wcześniej np. po 3-4 godzinach. Zaskoczyło mnie to że korozja ruszyła tak szybko.
Pod pozostałymi płatkami korozji na razie brak no ale test nadal trwa.
Pozdrawiam!
Jako iż nikt nie zabrał głosu w kwestii zaproponowanej przeze mnie mikstury do "smarowania" flejtuchów a jednocześnie bardzo mnie intrygowało jak taki nasączony wodą flejtuch będzie oddziaływał korozyjne na przewód lufy postanowiłem przeprowadzić test.
Mam w domu kawałek niedawno zakupionej blachy ze stali węglowej, konstrukcyjnej, zwykłej jakości. Blacha ma czystą powierzchnię która nie uległa jeszcze korozji. Przeszlifowałem ją dla pewności papierem ściernym nr 180 i przetarłem szmatą z pyłu. Nie smarowałem jej ani nie odtłuszczałem. Nie oddaje to w pełni warunków panujących w lufie bo przewód lufy przed pierwszym strzałem pokryty jest oliwą do broni (standardowa konserwacja) więc warunki do rozwoju korozji są trudniejsze. Natomiast po pierwszym strzale olej konserwójący wnętrze przewodu lufy wypala się a sam przewód pokrywa się osadem prochowym składającym się z polarnych soli które w połączeniu z wodą z flejtucha dają świetny elektrolit. Można więc powiedzieć że na blasze miałem warunki pośrednie pomiędzy pierszym a kolejnymi strzałami.
Bawełniany płatek kosmetyczny rozciąłem na cztery ćwiartki. Trzy z nich nasączyłem miksturami i położyłem na blasze. By ograniczyć parowanie nakryłem je plastikowymi kubeczkami w których dnie zrobiłem otwory ø8mm a krawędzie kubeczków posmarowałam towotem i przykleiłem do blachy wokół ćwiartek płatka. Test odbywał się w pomieszczeniu w którym panowała temperatura +3 - 0°C. Płatki nasączyłem odpowiednio: pierwszy - miksturą z wcześniejszego postu, drugi - emulsją woda demineralizowana-Ballistol 20:1, trzeci jako punkt odniesienia wodą z kranu. Test rozpoczą się wczoraj o 20tej.
Pierwszą obserwację przeprowadziłem dziś rano o godz. 6:15 więc po 10godzinach. Już wchodząc do pomieszczenia zauważyłem że płatek nasączony wodą zmienił kolor. O ile pozostałe były śnierznobiałe on ściemniał i nabrał żółtego koloru. Po podniesieniu go na blasze w miejscu jego krawędzi widoczna była wyraźna jasno rdzawa obwódka szerokości ok. 1mm. Typowy luźny powierzchniowy nalot.
Po podniesieniu pozostałych płatków pod nimi objawów korozji nie stwierdziłem.
Wnioski:
Nie bardzo miałem pomysł co zrobić z czwartym płatkiem. Teraz pomyślałem że mogłem go nasączyć śliną.
Kolejna kwestia to to że dziesięć godzin to jednak za długo. Pierwszej obserwacji miałem dokonać znacznie wcześniej np. po 3-4 godzinach. Zaskoczyło mnie to że korozja ruszyła tak szybko.
Pod pozostałymi płatkami korozji na razie brak no ale test nadal trwa.
Pozdrawiam!