Iglicówka Dreyse czyli odprzodowa broń rozdzielnego ładowania

Broń długa taka jak karabiny i strzelby.
ODPOWIEDZ
Wycior
VIP
Posty: 2071
Rejestracja: pt 14.kwie.2017 - 14:45
Lokalizacja: Okolice Katowic
Moja broń: CP i ostry jęzor

Iglicówka Dreyse czyli odprzodowa broń rozdzielnego ładowania

Post autor: Wycior »

Iglicówka Dreyse. Mało któremu karabinowi wojskowemu poświecono tyle uwagi w literaturze i uczyniono obiektem równie bzdurnych mitów, jak np. ten że był decydującą przyczyną austriackiej klęski w roku1866 r. Mniej znana jest natomiast historia dzieciństwa tej broni a jest w niej rozdział bardzo dla nas interesujący.
Obrazek
Iglicówka Dreyse - niefortunna translacja: Zuendnadelgewehr (Zündnadelgewehr) czyli karabin z igłą zapłonową. Strzelecka iglica to po niemiecku: Schlagbolzen, zaś Nadel to igła. Może "igłówka" byłaby bardziej adekwatna? Jak zwał, tak zwał - iglicówka Dreyse kojarzy się dziś jednoznacznie z bronią odtylcową, zaś Dreyse cieszy się sławą prekursora naboju scalonego centralnego zapłonu. Przy tym pierwotnym celem Dreyse było nie tyle skonstruowanie broni odtylcowej, ale usprawnienie zapłonu kapiszonowego, w owych czasach wciąż jeszcze nowinki technicznej. W swoim patencie z roku 1828 wspomina wprawdzie o ładowaniu od tyłu ale ta idea musiała poczekać.

W połowie lat 20 XIX wieku Nicolaus Dreyse - producent kapiszonów i wynalazca metody ich wytwarzania (patent z roku 1824) - był ekspertem od mas zapłonowych. Wiedział że masę można pobudzić nie tylko powierzchniowym uderzeniem ale i punktowym nakłuciem. To że odkrył to przez przypadek i dzięki własnemu sknerstwu nie ma znaczenia. Zaświeciła mu koncepcja idea zapłonnika w formie pigułki ładowanej wraz z naważką miotającą. Uzupełniała ją koncepcja długiej igły, przechodzącej przez otwór w korku lufy i nakłuwającej pigułkę. Zapłon następował wprost w lufie, był odporny na warunki atmosferyczne, gazy z kominka nie drażniły strzelającego, nie fruwały też odłamki kapiszonów.

Amunicja pierwszych prototypów była scalona. "Spłonkę", tzn. masą zapłonową, przytwierdzano do dna naboju. W takiej wersji wynalazek Dreyse został też w roku 1828 opatentowany. Początkowo nabój był dopasowany do kalibru lufy. Wymagało to dopychania go pobojczykiem - operacji dość ryzykownej. Dreyse doświadczył tego na własnej skórze jeszcze w roku 1827, kiedy przy przedwczesnym wystrzale podczas ładowania mało nie postradał wskazującego palca prawej dłoni. Od tego czasu koncepcję ładowania pobojczykiem definitywnie porzucił i tak zmniejszył średnicę naboju że by ten opadał do komory pod własnym ciężarem.

"Podkalibrowy" nabój miał wadę w w postaci przyśpieszonego zanieczyszczania lufy resztkami papierowego patronu. Utrudniało to kolejne ładowania i psuło celność. Dlatego Dreyse zrobił krok wstecz. Zrezygnował z naboju zespolonego i powrócił do koncepcji rozdzielnego ładowania. W korku lufy pojawiła się komora prochowa a w niej tuleja iglicy, sięgająca powyżej ładunku. Sypany luzem proch układał się naokoło iglicy, dopiero po nim do lufy wkładano sabot z pociskiem. Na dnie wykonanego z masy papierowej sabotu sabotu przytwierdzano z początku zwykły kapiszon. Później Dreyse opanował wprasowywanie masy zapłonowej wprost w dno sabotu. Wysokość komory zapewniała kilkumilimetrowy luz między prochem a sabotem, co miało kompensować zanieczyszczenie nagarem. Według Dreyse z tej broni można było oddać bez czyszczenia przynajmniej 60 strzałów.

Dreyse dostrzegł dodatkową zaletę nowej koncepcji. Uważał że przy zapłonie ładunku na końcu komory część prochu może zostać "wydmuchana" z lufy nim zdąży się zapalić. Pogarszałoby to to celność i powtarzalność strzałów. Zapłon ładunku od przodu, tzn. od strony pocisku, miał umożliwić całkowite spalenie prochu przed opuszczeniem lufy. Koncepcji przedniego zapłonu Dreyse pozostał wierny do końca:
Obrazek
Pierwszą - nieudaną - próbę zainteresowania swym rozwiązaniem pruskiej armii Dreyse podjął już 10.08.1827 r. Następne też nie wypadły najlepiej ale Dreyse był uparty. W październiku 1829 r. Weimarze rozdzielnie ładowaną wersję iglicówki udało zaprezentować pruskiemu księciu (później królowi) Wilhelmowi. Księciu broń przypadła do gustu, postrzelał z niej i od razu zamówił co - karabin wojskowy? Nieee - iglicową strzelbę myśliwską! W księciu Dreyse zjednał sobie sympatyka ale wojska nie przekonał. Wobec braku zainteresowania w Prusach Dreyse próbował zainteresować wynalazkiem inne państwa, w tym Austro-Węgry. Austriacy odpowiedzieli arogancko, że nie widzą dla niego zastosowania, gdyż we Wiedniu mają także mądrych ludzi (mieli ich, i to coraz mądrzejszych, aż do roku 1866).

W owym okresie Dreyse wytwarzał jedynie broń cywilną, głównie gładkolufowe, odprzodowe iglicówki myśliwskie rozdzielnego ładowania - także dubeltówki. Bez nich jednak legendarna odtylcówka M1841 mogła się nigdy nie zmaterializować. To właśnie myśliwska strzelba Dreyse wpadła przypadkiem w ręce kapitana Priema z 20 pruskiego pułku piechoty. Priem pukawką się zachwycił i dostrzegł jej militarny potencjał, stał się też od razu pomocnikiem i orędownikiem Nikolausa Dreyse. Bez niego wynalazek Dreyse zapewne do wojska nigdy by nie trafił. Priem wiedział bowiem jak dotrzeć w armii do odpowiednich osób, jak generał Witzleben. Tak rozpoczęła się wojskowa przygoda broni Dreyse, która jednak jeszcze przez wiele lat pozostawała odprzodówką rozdzielnego ładowania. Droga do M1841 była długa i ciernista zaś cylindryczny zamek suwliwo-obrotowy i związany z nim nabój zespolony ujrzały światło dzienne dopiero w roku 1835. Prace szybko utajniono, co tłumaczy małą popularność tej historii

O ile wojskowa iglicówka jest bez pozwolenia owocem zakazanym, to jednak według UOBiA wcześniejszą iglicówkę Dreyse można by posiadać bez papierów (gdyby dało się takową dostać, he, he). Przyjrzyjmy się zatem budowie i działaniu iglicowej odprzodówki rozdzielnego ładowania w jej pierwotnej, cywilnej formie.

Wspólną cechą iglicówek Dreyse było stosowanie amunicji w sabocie (niem. Spiegel) - z początku drewnianym, później z masy papierowej. Miało to fundamentalne znaczenie gdyż z sabotem była zintegrowana substancja zapłonowa. Sabot mógł zawierać zarówno kulę (później owalny pocisk) jak i ładunek śrutu. W chwili strzału, pod ciśnieniem gazów, papierowy sabot ulegał ekspansji i uszczelniał lufę.

Pod względem mechanicznym od zwykłej kapiszonówki różnią odprzodową iglicówkę Dreyse dwa elementy: wmontowana w korek lufy iglica zamiast klasycznego zamka z kurkiem oraz blokada w komorze, unieruchamiająca załadowany sabot i pozwalająca na bezpieczne stosowanie podkalibrowej amunicji. Poniższa ilustracja pokazuje konstrukcję w dwóch sytuacjach: w chwili strzału (A,B) oraz w fazie ładowania (C,D):
Obrazek
Dżwignia w kształcie korbki ma dwa położenia, stabilizowane prostokątnymi wycięciami: przednie (do strzału) i tylne (do ładowania). Przez oś dźwigni przechodzi trzpień blokady. Gwint na osi powoduje że w w tylnym położeniu dźwigni trzpień wychodzi ze światła komory, robiąc miejsce sabotowi, ale w przednim wnika do komory, wciskając się w papierową masę sabotu i przytrzymując go na miejscu.

Przez korek lufy przechodzi tuleja iglicy a sama iglica jest dociskana do przodu spiralną sprężyną. Napięcie sprężyny odbywa się podczas ruchu dźwigni w tylne położenie, za pomocą sprzężonego z dźwignią suwaka. Iglicę zwalnia zaczep spustu, ale jest to możliwe tylko w przedniej pozycji dźwigni, ponieważ w tylnej pozycji suwak przytrzymuje iglicę w tylnym położeniu. Amunicja składa się z patronu zawierającego sabot z zapłonnikiem i pociskiem lub śrutem oraz pojemnik z prochem. Elementy te są pakowane razem ale ładowane osobno.

W broszurce z roku 1830, przeznaczonej najwyraźniej dla myśliwych, Dreyse opisuje sposób obsługi swej pukawki:
Obrazek
1. Strzelec przekłada dźwignię blokady w tylne położenie, wysuwając z komory trzpień blokady i przy okazji napinając iglicę. Dźwignia pozostaje w tej pozycji przez cały proces ładowania, unieruchamiając iglicę. Jej zwolnienie jest wtedy niemożliwe, co powinno zabezpieczyć przed przypadkowym strzałem.
2. Strzelec lewą ręką przytrzymuje broń a prawą sięga po patron, przybliża go do lewej dłoni i z jej pomocą otwiera patron. Prawą dłonią wyjmuje pojemnik z prochem. Reszta patronu, tzn. sabot z kulą albo ładunkiem śrutu, pozostaje chwilowo w dłoni lewej.
3. Prawą ręką strzelec wsypuje naważkę z pojemnika do lufy. Proch wypełnia komorę ale nie sięga powyżej uskoku na jej krawędzi.
4. Strzelec prawą ręką bierze sabot z pociskiem/śrutem i wrzuca go do lufy (ważne: masą zapłonową do dołu!). Obciążony ołowiem sabot powinien sam osiąść na krawędzi komory, tuż nad prochem. Nabój jest kompletny ale wciąż może wypaść z lufy przy jej przechyleniu ku dołowi.
5. Strzelec przemieszcza dźwignię blokady z powrotem w przednie położenie. Trzpień wchodzi do komory, blokując sabot. Iglica została oswobodzona i możliwy jest jej ruch do przodu. Trzyma ją tylko zaczep spustowy. Broń gotowa do strzału.
6. Nareszcie! Pozostaje złożyć się, wymierzyć i nacisnąć spust. Ówcześni strzelcy nie mieli wprawdzie celów równie atrakcyjnych jak stare laptopy, patelnie czy baloniki, ale zawsze można było zapolować na takiego np. zająca, sarnę lub misia.

Gdyby roztargniony strzelec zaczął ładować z dźwignią blokady w przednim położeniu to - według Dreyse - nic nie groziło. Proch lądował w komorze ale sabot zatrzymywał się na trzpieniu blokady, pozostając powyżej grota iglicy. Bez blokady obciążony ołowiem sabot mógłby pod wpływem własnej bezwładności nadziać się na iglicę i wyzwolić przedwczesny strzał.
wyrzucony
Stary bywalec
Posty: 930
Rejestracja: pt 13.maja.2016 - 22:03
Moja broń: brak

Re: Iglicówka Dreyse czyli odprzodowa broń rozdzielnego ładowania

Post autor: wyrzucony »

Ha świetna ciekawostka :D
Dzięki Wycior :)
ODPOWIEDZ