Czym strzelac z Colta - poradnik

Generalnie broń krótka taka jak rewolwery oraz pistolety.
Awatar użytkownika
cpt.Nemo
Stary bywalec
Posty: 516
Rejestracja: śr 11.paź.2006 - 19:47
Lokalizacja: Warszawa
Moja broń:

Czym strzelac z Colta - poradnik

Post autor: cpt.Nemo »

Wiemy juz jak kupić i jak umyć Colta.

Teraz skupię się na tym, czym to żelastwo załadować, aby dało się nim efektywnie i - co równie ważne - efektownie postrzelać na strzelnicy.


Do wyboru są dwie drogi - zakup wszystkich komponentów w sklepie lub samodzielne ich wykonanie. Ta pierwsza jest łatwiejsza, druga wymaga odrobinę większej wiedzy, ale daje również o wiele więcej satysfakcji.
Dokładna lektura instrukcji obsługi naszej broni da odpowiedź na podstawowe pytania dotyczące kalibru, rozmiaru i rodzaju zalecanych pocisków oraz wymaganej ilości prochu.
Popularna nazwa ładunku prochowego stosowanego do oddania jednego strzału, to naważka, czyli masa tegoż ładunku w grainach lub gramach (grain to tradycyjna jednostka w strzelectwie, 1 grain równy jest 0,0648 grama).

Obrazek

Poniższa tabela zawiera podstawowe kalibry rewolwerów Pieta (.36 i .44) oraz zalecane dla nich naważki prochu (wartość normalna i maksymalna) i średnice pocisków. Namawiam do stosowania się do tych zaleceń i nie przekraczania maksymalnych dawek. Proszę pamiętać, stosujemy wyłącznie fabryczny czarny proch, oryginalny bez żadnych dodatków.

Kaliber lufy .36
Masa prochu (grainy / gramy)
normalna 9 / 0,6
maksymalna 12 / 0,8
Średnica okrągłych kul (cale)
.375


Kaliber lufy .44
Masa prochu (grainy / gramy)
normalna 12 / 0,8
maksymalna 15 / 1,0
Średnica okrągłych kul (cale)
.454



Istnieje kilka sposobów mierzenia prochu. Około grama zawiera łuska naboju 9 mm Parabellum, którą możemy znaleźć na strzelnicy i zastosować do naszych celów.

Obrazek

Przydatna okazuje się mała waga elektroniczna, najlepiej dająca odczyty od razu w grainach.

Obrazek

Można używać prochownicy z odpowiednią końcówką pomiarową, choć należy pamiętać, że najmniejsza iskierka może ją przerobić na granat ręczny z bardzo krótkim czasem reakcji.

Obrazek

Powtarzalność dozowanego z prochownicy ładunku nie będzie zbyt dokładna, a zagrożenie wybuchem spore, dlatego ładowanie prochu bezpośrednio z niej nie jest polecane. Na zawodach zazwyczaj broń ładować można wyłącznie za pomocą specjalnych, szczelnie zamykanych fiolek, napełnianych wcześniej przeważonymi porcjami prochu (za pomocą wagi lub specjalnej maszynki porcjującej).

Obrazek

Bardzo sprytna maszynka do konfekcjonowania małych ładunkow czarnego prochu. Ustawiana śrubą mikrometryczna, zapewnia szybkie i dokładne porcjowanie np. do próbówek.

Obrazek

Proch konfekcjonowany jest według granulacji ziaren. Odpowiedni dla rewolwerów ma oznaczenie: Proch D2 Pionki i wielkość ziaren 0,56-0,9 mm. Można stosować również czeski Vesuvit LC pro repliky, historicke zbrane Explosia o ziarnach wielkości ok.1 mm.

Obrazek

Tradycyjnym pociskiem dla rewolwerów do lat 50. XIX wieku jest kula, wykonana z miękkiego ołowiu (z najwyżej kilkuprocentowym dodatkiem cyny) o rozmiarach podanych w instrukcji broni.

Obrazek

Potrzebna będzie gruba przybitka z naturalnego filcu lub odrobina surowej kaszki manny, która w zgodzie z historia, potrafi ją zastąpić, a także kapiszony w odpowiednim rozmiarze (na przykład niemieckie Dynamit Nobel No.1075 4.47, lub czeskie 4 mm).


Odlewanie kul

Obrazek
Komplecik do samodzielnego odlewania pocisków

Dawniej kowboj musiał umieć sam sobie poradzić, gdy zabrakło mu pocisków. Wyciągał wówczas z mieszka posiekany na drobne kawałki ołów, topił go na łyżce w żarze ogniska, a następnie zalewał mosiężną formę, mającą kształt kleszczy, których rozgrzewające się rączki, dla ochrony dłoni owijano skórą lub oprawiano w drewno. Po zakrzepnięciu ołowiu ostukiwał formę drewnianym kołeczkiem i wyrzucał gotową kulę do naczynia z wodą lub na mokrą szmatkę. Cała sztuka polegała na właściwej ocenie najodpowiedniejszej temperatury do odlewu płynnego ołowiu, wtedy kule wychodziły równe, gładkie i jednorodne. Znakomite zarówno do obrony jak i do polowania.
Aby powtórzyć ten wyczyn, musimy zgromadzić ołów (pochodzący na przykład, z ciężarków samochodowych, starych czcionek linotypowych czy nazbieranych wystrzelonych wcześniej kul - choć tak naprawdę najlepszy byłby czysty ołów bo ten z innych źródeł może być zbyt twardy). Do rewolweru możemy i powinniśmy używać zwykłego, miękkiego ołowiu, z co najwyżej kilkuprocentowym dodatkiem cyny. Zapewnia ona nieco większą twardość i lepszą lejność ołowiu. Jej nadmiar szkodzi, bowiem kula będzie wówczas za twarda i zbyt trudna do wtłoczenia w bęben.
Mając zapas ołowiu, chochelkę do jego nalewania (najlepiej z dzióbkiem),

Obrazek

przygotowaną formę do pocisków popularnie zwaną kulolejka,

Obrazek

a także spore naczynie z wodą (na dnie którego położymy kawałek starego ręczniczka), potrzebujemy jeszcze kociołka lub garnka do topienia ołowiu, grubych rękawic (chroniących dłonie przed pryskającym ołowiem) i okularów ochronnych. Przyda się również drewniany kołek, używany do ścinania wlewka uderzeniem w nóż kulolejki. Są wśród nas ortodoksi, stawiający kociołek z ołowiem na gorącym żarze ogniska, są wygodniccy stosujący specjalne elektryczne kociołki z termostatem i wylewką do ołowiu, są i tacy, którym wystarcza mała kuchenka gazowa i zwykły garnek z ołowiem.
Operację odlewania kul najbezpieczniej przeprowadzać w miejscu przewiewnym, gdyż opary topionego ołowiu i zapaszek spalających się w nim zanieczyszczeń do zdrowych nie należą. Stawiamy garnek na ogniu i podgrzewamy do chwili, gdy ołów będzie płynny jak woda i wypalą się wszelkie zanieczyszczenia. W tym czasie dobrze jest okopcić nad płomieniem świecy wnętrze kulolejki. Ten prosty zabieg ułatwi potem wyrzucanie gotowych kul. Mieszamy płynny ołów chochelką i staramy się zebrać z jego powierzchni warstwę ewentualnych zanieczyszczeń i tlenków i wyrzucić ją z kociołka. Następnie nabieramy go w chochelkę i zdecydowanym ruchem wlewamy go do trzymanej nad garnkiem, zamkniętej kulolejki.

Obrazek
Obrazek

Odczekujemy chwilę, a później, lekko uderzając w gilotynkę kulolejki, ścinamy wlewek. Zanim nasza forma nie rozgrzeje się odpowiednio, odlewy nie będą doskonałe, zatem wrzucamy je z powrotem do garnka, pamiętając o tym, że ołów potrafi mocno prysnąć. Gdy kule zaczną nam wychodzić gładkie i w pełni odlane, umieszczamy je w naczyniu z wodą, w którym szybko ostygną.

Obrazek


Taką metodą dość szybko możemy odlać setkę kul, szczególnie, gdy dysponujemy kulolejką dwu i więcej gniazdową. Praktyka uczyni z nas mistrza.
Wydobyte z wody i osuszone gotowe kule można pokryć warstewka oleju (np. balistolu) lub wrzucić do duże, plastikowej butelki po napoju i przetaczać oraz grzechotać w niewielkiej ilości olejku, aż nastąpi ich dotarcie. Do zabawy to zupełnie wystarczy, dla celnego strzelania należałoby kule obtaczać, między dwoma, gładkimi kamiennymi płytami, aby stały się idealnie równe i gładkie. Po tej operacji warto kule dokładnie zważyć i odrzucić odbiegające masą. Mogą one zawierać pęcherzyk powietrza lub inne zanieczyszczenia.
Kiedy zakończymy te wszystkie czynności, jesteśmy gotowi do wycieczki na strzelnicę i wypróbowania naszych nowych pocisków. Praca przy własnych kulach i pociskach daje dużo zadowolenia, przynosi tez wymierne korzyści finansowe, bowiem kilogram ołowiu można kupić już za jakieś 3 złote.

Przechowywanie kul i kapiszonów

Kule, wzorem naszych przodków, najwygodniej przechowywać w skórzanych mieszkach. Może on zostać uszyty z odpowiednio przyciętych pasków skóry (dobrze, aby była miękka, na przykład zamszowa, która dobrze ochroni nasze kule przed uszkodzeniem) lub wykonany z jej połaci, z której wycinamy okrągły plaster. Wystarczy na jego obwodzie rozmieścić otwory do przeciągnięcia rzemienia i sakiewka na kule będzie gotowa.
Dawne normy wojskowe przewidywały na wojskowy rewolwer dwa komplety kul przy żołnierzu i jeden rezerwowy w taborach. Dziś kul nosimy ze sobą więcej, zazwyczaj podczas wizyty na strzelnicy wystrzeliwuję od pięciu do dziesięciu bębenków, ale na szczęście nie musze ich osobiście dźwigać w wielokilometrowym forsownym marszu.
Kapiszony przechowywano w opakowaniach w których je zakupiono, w specjalnym zdobionym pudełku wchodzącym w skład wyposażenia kasety na broń, a czasem w małej kieszonce ładownicy (zawinięte w papierek lub szmatkę).
Ponieważ są to drobne elementy, zgrubiałe żołnierskie czy kowbojskie paluchy miewały z nimi problemy, choćby z założeniem ich na kominek. Stąd też, ładnym i funkcjonalnym dodatkiem będzie kapiszonownik, czyli urządzenie, ułatwiające przechowywanie i nakładanie kapiszonów na kominki. / Na poniższej fotce po prawej stronie widac plaski kapiszonownik ślimak, a po lewej mosiężne pudełeczko na kapiszony/

Obrazek

Istnieją dwa rodzaje mosiężnych kapiszonowników - listewka lub ślimak. Pierwszy ma formę linijki, ze specjalnym prowadzeniem, w które wsuwa się uprzednio kapiszony (do kilkunastu sztuk), a następnie w prosty sposób zakłada na kominek. Ślimak istotnie przypomina nieco to stworzenie, jest to płaska konstrukcja z wolnym miejscem lub spiralą w środku, mieszcząca ok.100 kapiszonów. Obsługa jest prosta, naciskamy dźwignię, u wylotu pojawia się i zatrzymuje kapiszon, który należy nałożyć na kominek.
Warto podkreślić, iż nie do każdej broni dany kapiszonownik będzie pasował. Szczególnie grymaśne bywają rewolwery, więc przed zakupem należy sprawdzić przydatność określonego modelu tego urządzenia.
Proch
Proch powinniśmy przechowywać w szczelnym naczyniu. Szczególnie należy unikać wilgoci i to nie tylko dlatego, że mokry proch trzeba suszyć, ale również dlatego, że nadmierna wilgoć powoduje wytrącenie się z niego saletry. A wówczas albo nie będzie się nadawał do strzelania, albo będzie miał znacznie mniejszą moc. Proch jest higroskopijny i pochłania wilgoć z powietrza, acz nie musimy przesadzać z przechowywaniem - partia pozostawiona w prochownicy potrafi przetrwać zimę i wciąż nadawać się do użycia. Z drugiej strony, dla uzyskania wyższej powtarzalności strzałów warto go porządnie przesuszyć.
Proponuję wariant z którego sam korzystam. Podstawowa rezerwa szczelnie zamknięta w firmowej butelce, zapas na zawody podzielony na korkowane fiolki (dodatkowo chronione w torebce plastykowej z zamkiem strunowej) i nieco prochu w prochownicy do codziennego użytku, czyli zabawy z bronią na strzelnicy.
Zawodnicy lub kandydaci na zawodników powinni ominąć wariant z prochownicą. Równe naważki i wysoką powtarzalność strzałów zapewniają ściśle przeważone miarki prochu w fiolkach w połączeniu z kalibrowanymi, sortowanymi według masy kulami lub pociskami.
Kowboje traktujący zawody jako miejsce spotkań, a nie rywalizacji, mogą spokojnie stosować mój system, posiłkując się na co dzień wygodną tradycyjną prochownicą.

Prochownica

Prochownica to znane od wieków urządzenie do przechowywania i dozowania odpowiedniej miarki prochu. Jej pierwowzorem były (używane przez muszkieterów i wieszane na specjalnym pasie przez pierś) drewniane fiolki zawierające pojedynczy ładunek prochu oraz mała flaszeczka miałkiego prochu na podsypkę panewki.
Prochownice najczęściej maja kształt spłaszczonego rogu, rury lub owalnej flaszki. Ta ostatnia zaopatrzona jest u wylotu w uruchamiany palcem specjalny zaworek i rurkę, w której, jak w kieliszku, zbiera się odmierzona miarka prochu. Materiał, z którego wykonana jest prochownica, ma duże znaczenie, nie może mieć skłonności do iskrzenia powodowanego od uderzenia czy elektrycznością statyczną (zazwyczaj były z mosiądzu, rogu, drewna lub cyny). To chroni nas oraz wszystko co się wokół znajduje przed wybuchem i utratą prochownicy (a bywały i bardzo kosztowne). Biorąc pod uwagę, że noszono je zawieszone lub zatknięte przy pasie lub ułożone gdzieś za pazuchą, każdy strzegł się możliwości wybuchu jak mógł.
Stosowany był i drugi sposób przechowywania gotowego do natychmiastowego użycia prochu - zwitki, tutki papierowe z bibułki papierosowej (czasem nawet połączone z pociskiem i przybitką, prawie jak gotowe naboje). Głównym celem tworzenia takich patronów było znaczne przyśpieszenie i ułatwienie ładowania broni w ciężkich warunkach wojennych lub myśliwskich.
Zwitki przechowywano w ładownicach - skórzanych pojemnikach noszonych na pasie (często wyposażonych w przegródki) lub odpowiednio ponawiercanym drewnianym klocku. W ich wydzielone miejsca wkładało się uprzednio przygotowany patron.
Czasem broń pozwalała umieścić w sobie kompletny ładunek, czasem trzeba go było rozerwać, wsypać proch do lufy, zaś zmiętego papieru użyć jako przybitki. Czasami, aby uzyskać maksymalną szybkostrzelność wojskowej broni gładkolufowej, papier po ładunku dzielono na dwie części, pierwszy kawałek szedł na proch jako przybitka, później wrzucano podkalibrową kulę, a następnie drugi zwitek papieru, aby kula nie wypadła z lufy przy celowaniu. Przy broni gwintowanej lub myśliwskiej gładkolufowej pocisk owijano w szmatkę zwana u nas flejtuchem i pracowicie wbijano w lufę. Znacząco malała szybkostrzelność, ale rosła celność i donośność.

Obrazek
Rewolwer, proch, przybitka, kula i kapiszon to wszystko prócz smaru co potrzeba nam do strzału

Przybitka

Warstwa materiału znajdująca się miedzy prochem a pociskiem miała zapewnić uszczelnienie systemu w momencie wybuchu i spowodować przeniesienie całej siły na pocisk. Cóż nie robiło w historii za przybitkę? Szmatki, filc, drobna kasza, czasem garść trawy, skrawek papieru, krążek tektury czy korka. Dziś najczęściej używamy krążków filcowych lub kaszy manny. W pierwszym przypadku, po napełnieniu komory prochowej po prostu wciskamy krążek odpowiedniej grubości i średnicy i mamy założoną przybitkę, którą wystarczy docisnąć kulą. W drugim, na proch sypiemy kaszkę mannę w ustalonej doświadczalnie ilości, nakładamy kulę i dociskamy. Kaszka znakomicie się spręża i uszczelnia, a przelatując w chwili strzału przez lufę czyści ja z nagaru, zaś natychmiast po jej opuszczeniu ulega rozproszeniu nie zakłócając lotu pocisku. To bardzo dobra uniwersalna przybitka, którą można ładować za pomocą dodatkowej prochownicy.
Jeżeli decydujemy się na przybitki filcowe, to dobrze jest posiadać, jak dawniej, własny wykrojnik, za pomocą którego łatwo i przyjemnie wytniemy odpowiednie krążki. Filc powinien być naturalny, bez sztucznych domieszek mogących zapaskudzić, a nawet zniszczyć lufę. Istnieje możliwość zakupu gotowych przybitek odpowiedniej grubości. Mogą być przechowywane w skórzanej sakiewce, dopełniającej komplet naszego strzeleckiego ekwipunku. Warto również obtoczyć filcowe krążki w odpowiednim smarze lub rozpuszczonym wosku i przygotować sobie ich zapas. Dodatkowo ułatwi to ładowanie i zmiękczy oraz częściowo usunie nagar z lufy.

Ot i wszystko, teraz wróg, jeleń czy tarcza nam nie straszne, jesteśmy gotowi.

Obrazek
PS. Pamiętajmy o słuchawkach
Awatar użytkownika
George
Bywalec
Posty: 298
Rejestracja: śr 18.paź.2006 - 07:44
Lokalizacja: Północne Mazowsze
Moja broń:

Post autor: George »

cpt. Nemo bardzo fajne porady i zdjęcia. Dzięki za włożony trud.
Podane wartości dotyczą, jak sam zaznaczyłeś, rewolwerów firmy Pietta.
Ja w swoim Navy kal. 36 firmy Hege-Uberti stwierdziłem, ze kule 375 zbyt luźno wchodzą do bębna, a nawet pod wpływem działania przybitki potrafią wysuwać się z komór i blokowac obrót bębna.

Idealne okazały się kule 378 H&N niestety dosyć drogie, ale warte tej ceny z uwagi na wysoką jakość wykonania. Najbardziej odpowiednia naważka Vesuvitu to 08, gr. Stosuję jako przybitkę kaszkę manną i nie mam problemów z zaołowianiem lufy. Kule smaruję tradycyjna mieszanką wosk+planta.
Awatar użytkownika
Mark
Bywalec
Posty: 112
Rejestracja: pt 13.paź.2006 - 22:27
Lokalizacja: Beskid Mały - Zagórnik
Moja broń: brak

Post autor: Mark »

Czy używanie przybitek filcowych nasączonych smarem nie spowoduje nadmiernego zabrudzenia lufy spowodowanego kontaktem smaru z gorącymi gazami?
Jeżeli chodzi o smar, to polecam klasyczną mieszaninę: wosk, planta i oliwa z oliwek, uzupełnioną szarym mydłem. Ma to konsystencję gęstej pasty, którą nakładam strzykawką wokół kuli osadzonej w komorze bębna. Od kiedy stosuję ten smar, nie zauważyłem żadnych śladów nagaru, ani zaołowienia lufy.
Awatar użytkownika
mkl1
Stary bywalec
Posty: 1000
Rejestracja: śr 25.paź.2006 - 14:18
Lokalizacja: KATOWICE
Moja broń:

Post autor: mkl1 »

Mark pisze:Czy używanie przybitek filcowych nasączonych smarem nie spowoduje nadmiernego zabrudzenia lufy spowodowanego kontaktem smaru z gorącymi gazami?
Jeżeli chodzi o smar, to polecam klasyczną mieszaninę: wosk, planta i oliwa z oliwek, uzupełnioną szarym mydłem. Ma to konsystencję gęstej pasty, którą nakładam strzykawką wokół kuli osadzonej w komorze bębna. Od kiedy stosuję ten smar, nie zauważyłem żadnych śladów nagaru, ani zaołowienia lufy.
Zamiast smarem mozna nasączyc własnie taka mieszanina jak podałeś niżej, tyle, ze bardziej płynna ( emulsaj) i wówczas nic sie "nie przypali"
Awatar użytkownika
rapaj
Posty: 36
Rejestracja: pn 15.sty.2007 - 16:40
Moja broń:

Post autor: rapaj »

Nie jestem w pełni tego słowa znaczenia tzw. znawcą i nie chcę z nikim się spierać. Niemniej jednak nadmienię, że w mojej oryginalnej instrukcji obsługi Dragoona cal. 44 jest podane, że do kul o średnicy 454 stossuje się naważkę w dawce maksymalnej do 2 gram. Przy kulach nadkalibrowych te naważki przekraczają maksymalną dawkę 2 gram (niestety, nie mam przed sobą tej instrukcji). Ostatnio sypałem na każdy strzał (przy kuli 454") naważkę odmierzoną w jednej łusce kal. 38 specjal. Podobno jest to ok. 1 grama. Parę razy dla lepszych efektów dżwiękowych podsypałem dodatkowo jeszcze 1/4 tej dawki. Różnica w huku spora. :-)
Awatar użytkownika
Mincerz
Stary bywalec
Posty: 762
Rejestracja: czw 26.paź.2006 - 00:25
Lokalizacja: Warszawa
Moja broń:

Post autor: Mincerz »

rapaj pisze:..oryginalnej instrukcji obsługi Dragoona cal. 44 jest podane, że do kul o średnicy 454 stosuje się naważkę w dawce maksymalnej do 2 gram. Przy kulach nadkalibrowych te naważki przekraczają maksymalną dawkę 2 gram....
Co to znaczy bo nie potrafię zrozumieć.. :-(

Oprócz kuli jest także przebitka więc powinno być ok..
1 łuska .38 specjal to 1,2 grama cp.
1 i 1/4 łuski to 1,5 - 1,6 grama cp.
Pozdrawiam!
Awatar użytkownika
kotek Kacperek
Posty: 55
Rejestracja: czw 12.paź.2006 - 21:01
Lokalizacja: Persja
Moja broń:

Post autor: kotek Kacperek »

Dragoon bardzo ładnie strzela z dawki 1.5 g, to takie "empiryczne optimum" gdzieś miedzy celnością a destruktywnością. W dodatku wystarcza nawet na 50m, choc mozna trochę zwiekszyć dawkę, np do 2 gram. 2 gramy sprawdzaja się również, gdy zamiast kuli ładuje się pocisk (np krótki real), spada nieco celność, ale można conieco podewastować. Absolutnym hitem dla zainteresowanych albo natrętnych jest ładowanie "bojowe" czyli 2.4 grama, bez przybitki i pocisk (tez może być krótki real). Pocisk ma płaskie dno, więc przybitka nie jest absolutnie niezbędna, ale z jej braku należy starannie smarować czoło komory. Efekt akustyczny, pirotechniczny, destrukcyjny, i podrzut - są powalające. Ale to Dragoon i cierpliwie znosi takie efekciarstwo. Ma to swój urok.

kk
Awatar użytkownika
arend
Posty: 62
Rejestracja: śr 11.paź.2006 - 17:16
Lokalizacja: opodal wawy
Moja broń:

Post autor: arend »

Mincerz pisze: 1 łuska .38 specjal to 1,2 grama cp.
1 i 1/4 łuski to 1,5 - 1,6 grama cp.
!


a zważy ktoś jak to jest z łuskami .45 i .357 magnum

optycznie wygłąda podobnie ale wolałbym miec jakied dokładniejsze dane

wojtek
fandango
Posty: 71
Rejestracja: czw 12.paź.2006 - 22:17
Lokalizacja: Poznań
Moja broń:

Post autor: fandango »

Jak ktoś chce marnować proch to do Dragoona moze sypać więcej niż 1,2grama bo ta ilość do celnego strzelania nawet na 50m wystarczy.
Awatar użytkownika
mkl1
Stary bywalec
Posty: 1000
Rejestracja: śr 25.paź.2006 - 14:18
Lokalizacja: KATOWICE
Moja broń:

Post autor: mkl1 »

Panowie ważyłem
łuska "lugera 9mm to 1 czeskiego (09) g prochu zarlerzy czy 2f czy inaczej) ..
38-ka to ponad 1,3 gram czeskiego..
Awatar użytkownika
arend
Posty: 62
Rejestracja: śr 11.paź.2006 - 17:16
Lokalizacja: opodal wawy
Moja broń:

Post autor: arend »

dzięki
Awatar użytkownika
rapaj
Posty: 36
Rejestracja: pn 15.sty.2007 - 16:40
Moja broń:

Post autor: rapaj »

Ostatnio na strzelnicy widziałem czarnoprochowca, który do rewolweru kal. 36 sypał proch naq maksa do każdej komory na tyle dużo, że kula była schowana tylko na jeden milimetr od krawędzi komory. Gdy strzelał, huk był wspaniały, a i w tarczy nie było żle. Tak więc może wcale nie jest żle czasami więcej prochu podsypać.
Awatar użytkownika
George
Bywalec
Posty: 298
Rejestracja: śr 18.paź.2006 - 07:44
Lokalizacja: Północne Mazowsze
Moja broń:

Post autor: George »

Oj raczej źle! Nie ogladaj sie na takich hukowców, a bierz przykład z tych, co strzelają po 98-100 punktów. Albo kup sobie armatkę na 0,5 kg prochu na raz.
Awatar użytkownika
kotek Kacperek
Posty: 55
Rejestracja: czw 12.paź.2006 - 21:01
Lokalizacja: Persja
Moja broń:

Post autor: kotek Kacperek »

Wcale nie tak źle, ale chyba rzeczywiscie jedynie w Navy .36, bo ten po prostu w komorach za wiele prochu nie pomieści. W innych modelach trzeba wybierać między celnością a destruktywnością strzału.
Podstawowe pytanie to takie, czy bedziesz usiłował dziurkowac tarczę coraz bliżej środka, ale wtedy raczej używaj pistoletu, czy też zakładasz pewien obszar w który trafianie jest dla Ciebie już satysfakcjonujące, i dalej ćwiczysz żeby to robić coraz sprawniej i raz za razem. A przy okazji chcesz ten obszar roznieść na strzępy. I jedna droga jest dobra, i druga. Należy okazać zrozumienie i tym "dziurkaczom" i tym "destruktorom", aby tylko było bezpiecznie, a pobyt na strzelnicy dostarczał miłych wrażeń.
A co do ładowania, to "dziurkacz" ładuje tak aby tylko do tarczy doleciało i papier przebiło, a "dewastator" musi mieć zdecydowanie oprawę pirotechniczno-akustyczną, więc sypie więcej i używa cieższych pocisków, bo i z celu maja wióry pozostać. I tyle...
kerad45
Posty: 1
Rejestracja: śr 17.sty.2007 - 15:38
Moja broń:

Post autor: kerad45 »

Kotku, jestem z Tobą, a prywatnie popieram tych, co ryzykują i tym się dzielą, bo gdyby nie oni to jeszcze siedzielibyśmy na drzewach.
ODPOWIEDZ